Dziś powodów do zwyżki jest aż nadto. Trzy najważniejsze to raporty kwartalne Intela i JP Morgan oraz lepsze od prognoz (co nie znaczy że dobre) wrześniowe wyniki sprzedaży detalicznej w Stanach Zjednoczonych. W trendzie wzrostowym w jakim od marca znajduje się Wall Street, takie popytowe impulsy powinny zaowocować zwyżką indeksów na zamknięciu przynajmniej o 1,5 proc. Wzrost wyraźnie poniżej 1 proc. będzie oznaczał porażkę byków, sygnalizując jednocześnie, że lepsze od prognoz wyniki kwartalne amerykańskich spółek w dużej mierze są już uwzględnione w cenach. To natomiast zwiastowałoby zbliżającą się spadkową korektę, która mogłaby potrwać nawet kilka tygodni.

W kontynuację wzrostów na Wall Street mocno wierzą inwestorzy z GPW, którzy dziś rzucili się do kupna największych spółek, windując indeks WIG20 o ponad 3 proc. w okolice poziomu 2300 pkt. Jeżeli to założenie okaże się słuszne, to warszawska giełda stanie przed szansą nadrobienia wrześniowo-październikowych strat do światowych parkietów. Gdyby jednak nastroje na czołowych giełdach zaczęły się wyraźnie pogarszać w najbliższych dniach, czyniąc z dzisiejszego ataku popytu pułapkę, to alternatywą dla powyższego scenariusza może być gwałtowna wyprzedaż akcji.