Wczoraj doszło do przyjemnego dla byków wydarzenia, jakim było wyznaczenie przez ceny nowego rekordu trwającego od lutego ubiegłego roku trendu wzrostowego.Gdy taka sytuacja ma miejsce, pozostaje tylko spojrzeć na możliwość podniesienia wsparcia. Okazuje się, że takowa istnieje.
Początek sesji był niemrawy. Kontrakty w trakcie prologu nawet nieco straciły na wartości po dobrym otwarciu. Przyszła jednak chwila na rozpoczęcie notowań na rynku akcji i wszystko poszło zgodnie z byczym zamysłem. Rosnące notowania akcji nie pozostawiały wątpliwości. Popyt powrócił. Na znacznym obrocie ceny kontraktów wyszły nad poprzednie maksimum trendu. Nowe szczyty zaliczył także indeks. Ostatecznie skala powiększenia trendu nie była wielka, ale są podstawy, by sądzić, że trend się jeszcze powiększy.
To, co wczoraj rzucało się w oczy, to fakt, że podaż nie przestawała atakować. Obrót po sesji wyniósł ponad 2,2 mld zł, przy czym jeszcze przed ostatnim fixingiem przekroczona została wartość 2 mld zł. Widać więc, że mamy do czynienia z poważną potyczką. Wprawdzie wygrał ją wczoraj popyt, ale w końcówce nie widać było niepokoju obozu niedźwiedzi. Czy i tym razem sprzedający liczą na to, że zwyżka będzie niewielka, a gdy ucichnie temat luzowania ilościowego, to ceny zaczną spadać, na podobieństwo stylu wyznaczania rekordów od ponad roku? Jeśli faktycznie taki jest zamysł, to niedźwiedzie muszą sobie zdawać sprawę, że sporo ryzykują.
Rzućmy okiem na wykres kontraktów z nieco większej perspektywy, by się przekonać, że w tym roku od wyznaczenia dołków na początku lutego mamy do czynienia z przyspieszającym ruchem w górę. Ostatnia korekta nie była zbyt imponująca, jeśli chodzi o głębokość, co także jest przejawem siły, a nie słabości rynku. Jeśli w najbliższym czasie nie dojdzie do zejścia cen pod poziom 2643 pkt (obecnie pierwsze wsparcie), można założyć, że wzrost będzie kontynuowany.
Daleki byłbym od sugerowania, że mamy zalążek hiperboli i bańki spekulacyjnej. Jednak taki scenariusz nie jest niemożliwy, a w związku z tym zagrywka przeciwko trendowi może się okazać kosztowna w skutkach. Tym bardziej na rynku terminowym, gdy przynosi to rzeczywisty ubytek stanu rachunku. Podaż będzie pewna siebie do chwili ewentualnego wyjścia cen ponad poziom 2750 pkt. Później pojawi się strach.