Wyceny spadały, choć trzeba przyznać, że skala spadku była niska, a poziom aktywności wręcz śmieszny. W drugiej części dnia nastroje się poprawiły. Ogólnie przebieg sesji nie wskazuje na to, by doszło do przełomu. Niski obrót sugeruje raczej, że zmiany cen są częścią fazy niepewności, z jaką mamy do czynienia od kilku dni. Szczyt z 11 kwietnia nadal nie został definitywnie pokonany. Z tego powodu nie ma możliwości jednoznacznego określenia, kto ma przewagę na rynku, a nastawienie jest negatywne, gdyż po prostu nie pojawił się sygnał, który by to podważył.

Jedynym wydarzeniem ze sfery makroekonomii, które miało potencjał, by wywołać reakcję rynku akcji, była publikacja danych o dynamice produkcji przemysłowej. Opublikowano również dane o zmianie cen produkcji sprzedanej. O ile tempo zmiany produkcji okazało się identyczne z oczekiwaniami, to już zmiana cen nieznacznie odbiegała od oczekiwań analityków. Sądzono, że ceny na poziomie producentów spadły w kwietniu o 1,5 proc. Tymczasem spadek wyniósł 2,0 proc. Szybsze tempo spadku może być argumentem za tym, by oczekiwać mniejszej presji na wzrost cen na poziomie konsumentów, a tym samym można to odebrać jako argument za kolejną obniżką stóp procentowych w Polsce. Osłabienie złotego, jakie pojawiło się tuż po publikacji, sugeruje, że właśnie za taką interpretacją optuje rynek.