Od trzech tygodni rynek porusza się w trendzie horyzontalnym, a każda próba wybicia czy to w górę, czy w dół kończy się na niczym. Zaryzykowałbym co prawda twierdzenie, że w ciągu ostatnich dni rynek mimo wszystko częściej zaskakiwał in plus niż in minus, niemniej jednak nie były to żadne rewelacje na tle innych krajów rozwijających się. Przy braku agresywnego popytu z zagranicy, ukierunkowanego co najmniej na 10 spółek, rynek wyraźnie nie ma siły do wzrostu. Z kolei napływ pieniędzy do funduszy emerytalnych oraz ogólnie dobra koniunktura na giełdach światowych sprawiają, że ponadprzeciętne spadki są traktowane jako dobra okazja do zakupów i w związku z tym trwają krótko. Ponieważ z takim obrazem rynku możemy mieć jeszcze do czynienia przez dłuższy czas, warto się zastanowić, w którą stronę w końcu nastąpi wybicie. W najbliższym czasie trudno chyba o jakieś istotne impulsy ze strony krajowego makro, może poza odwlekaną obniżką stóp procentowych, która w dużej mierze jest zdyskontowana, ale oczywiście im szybciej tym lepiej.

Kwartalne i roczne wyniki nie będą chyba aż takie złe. W spółkach telekomunikacyjnych powinny być widoczne efekty wzmocnienia złotego, a w przypadku większości firm komputerowych oczekuje się wyników lepszych, niż można sądzić po krążących po rynku plotkach. Do tego można dodać trochę spekulacji o kilku potencjalnych wezwaniach, co zawsze stanowi dobrą pożywkę dla spekulantów. Pozostaje jeszcze kwestia zachowania giełd zagranicznych. Nie widzę powodów do zmiany moich prognoz całorocznych, w których zakładam dobrą koniunkturę na rynkach rozwijających się i scenariusz soft-landingu w gospodarce amerykańskiej, a co za tym idzie, i na tamtej giełdzie. Podsumowując, wydaje się, że jest więcej czynników przemawiających za wzrostami, aczkolwiek trudno jest określić moment wystąpienia ?tej? przełomowej sesji. Być może sprawdzi się moja ryzykowna prognoza, wyrażona w komenatrzu noworocznym, że w tym roku będziemy mieli do czynienia z umiarkowanym trendem wzrostowym, natomiast nie powtórzy się schemat z ostatnich kilku lat: wzrosty w pierwszym kwartale, dwa dalsze kwartały spadków, po czym odrabianie strat na koniec roku.

Adam Kalkusiński

Wood&company