Regularna sesja w USA zakończyła się wczoraj nieznacznym wzrostem wartości tamtejszych indeksów akcji. Te niewielkie plusy pojawiły się dosłownie rzutem na taśmę. Indeks przemysłowy Dow Jones zakończył dzień 0,2 proc. ponad poziomem środowego zamknięcia. Indeks S&P500 zyskał wczoraj 0,3 proc., a indeks Nasdaq 0,15 proc. Te małe zwyżki tłumaczone są napływającymi danymi  makro, choć w rzeczywistości trudno jest znaleźć dane, które faktycznie miałyby być podstawą do zakupów.

Wprawdzie wielkość zamówień na dobra trwałego użytku wzrosła bardziej niż oczekiwano, ale różnica między tymi oczekiwaniami, a faktycznym odczytem jest na tyle mała, że trudno posądzać graczy, że właśnie ten czynnik stał za zakupami. Wielkość zamówień na dobra trwałego użytku zmienia się z miesiąca na miesiąc w znaczący sposób nawet po odjęciu zamówień na środki transportu. Zatem wczorajsze dane źródłem optymizmu nie mogły być. Liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotny wprawdzie spadła względem poprzedniego tygodnia, ale to jest tylko powrót do normalności po dwóch wcześniejszych tygodniach dziwnego rozjazdu odczytów. Jeśli posłużymy się średnią czterotygodniową większych zmian nie zauważymy, a przecież rynek nie będzie się podniecał pojedynczym tygodniowym odczytem. Za to liczba podpisanych umów kupna/sprzedaży domów wzrosła wolniej niż oczekiwano, co było nawet powodem osłabienia, a więc trudno zakładać, że właśnie te dane wsparły rynek.

Zamiast dzielić włos na czworo i prowadzić debaty na temat powodów zmian indeksów o kilka dziesiątych części procenta warto pochylić się nad tym, co wydarzyło się po zakończeniu notowań w ramach regularnej sesji. Swoje wyniki podało sporo spółek, ale wśród nich były m.in. Amazon i Apple. W obu przypadkach doszło do negatywnej reakcji rynku na to, co spółki zaprezentowały. Cena Amazonu spadała nawet o 7 proc. po tym, jak zarząd podał prognozę przychodów na kolejny kwartał, która zawierała się w przedziale 20,25-22,75 mld dolarów, choć dotychczasowy konsensus rynkowy mówił o 22,8 mld dolarów. Ostatecznie skala przeceny skurczyła się do mniej niż 1 proc. W przypadku Apple spadek ceny przekroczył 1 proc., choć na początku cena spadła o 3 proc. po tym, jak spółka poinformowała o zysku za IV kw. fiskalny spółki, który okazał się gorszy od oczekiwań. Spodobała się za to wielkość przychodów, która nieznacznie przekroczyła prognozy. Prognozy spółki były gorsze od dotychczasowych oczekiwań analityków. Cena Apple przez chwilę znajdowała się poniżej poziomu 600 dolarów za akcję. Jeszcze nie tak dawno wyznaczała rekordy przekraczając 700 dolarów. Spółka jest jednym z motorów osłabienia indeksu Nasdaq i ma negatywny wpływ na indeks S&P500.

W trakcie dzisiejszej sesji oprócz oczekiwania na to, aż w końcu rozpocznie się kontra popytu, lub rynek bardziej zdecydowanie zacznie spadać, skupimy swoją uwagę na danych o amerykańskim wzroście gospodarczym. Dziś bowiem poznamy wstępną dynamikę PKB w III kw. Oczekuje się, że PKB w III kw. wzrosło w tempie nie przekraczającym 2 proc., a czynnikiem, który wspiera tempo wzrostu jest poprawiająca się sytuacja na rynku nieruchomości. Przed końcem sesji pojawi się jeszcze informacja o nastrojach amerykańskich konsumentów, ale te dane będą miały znaczenie o ile dane o wzroście gospodarczym nie zaskoczą.