Było miło, ale się skończyło. Tak w największym skrócie można opisać piątkowe wydarzenia na warszawskiej giełdzie. Notowania nasze indeksy zaczęły bowiem z wysokiego "C". Kłopot w tym, że później bycza maszynka zaczęła szwankować.
W pierwszym fragmencie notowań zapowiadało się na naprawdę udany dzień na rynku. WIG20 momentami zyskiwał około 1 proc., a liderem wzrostów były akcje PGE, które w ciągu dnia drożały o nawet ponad 10 proc. Nie minęła jednak połowa sesji, a wskaźnik największych spółek naszego parkietu zameldował się pod kreską. Późniejsze godziny handlu potwierdziły, że nie było to dzieło przypadku. W drugiej części dnia kolor zielony stał się w zasadzie rynkowym rarytasem. Szukając pozytywów też trzeba jednak zwrócić uwagę, że skala przeceny była mocno ograniczona. Najlepiej świadczy o tym fakt, że WIG20 stracił ostatecznie niecałe 0,2 proc. Niewielkie zmiany, chociaż po drugiej stronie rynku notowały inne europejskie indeksy. Kończyły one dzień na niewielkich plusach.
Cały tydzień ostatecznie należał do niedźwiedzi. Na pięć sesji, cztery padły ich łupem. Jeśli jednak można mówić o tym, że niedźwiedzie wygrały ten sprint, to na dystansie maratońskim nadal wyraźną przewagę mają byki. WIG20 licząc od początku roku nadal jest blisko 30 proc. na plusie, a WIG, mWIG40 czy też sWIG80 wciąż utrzymują się blisko historycznych szczytów. Każdy maratończyk ma jednak mniejsze lub większe chwile kryzysu. Trzymając się tej terminologii można mówić, że na razie jest to mini kryzys.