Tymczasem oczekiwania konsumentów w USA tąpnęły do poziomów niewidzianych od dekad, a oczekiwania inflacyjne wzrosły do poziomów niewidzianych od 39 lat. To bardzo złe dane z perspektywy Fed, ponieważ choć konsument 'mięknie', inflacja 'zakorzenia się' - także w długoterminowych miarach, sugerując, że wpływ ceł na gospodarkę będzie miał również długoterminowy charakter. Mimo to solidny kwartał wyników firm z S&P 500, odporny konsument i kolejne 'deale Trumpa' dały rynkom realną nadzieję na powrót hossy.
Nie zapominajmy jednak, że ryzyko dla dalszego tempa wzrostu pozostaje. Wyceny amerykańskich firm ponownie są dalekie od okazyjnych, a prognozy gospodarcze pozostają niepewne. Według szacunków Uniwersytetu w Yale obecna średnia stawka celna zbliżona do 17% pozostaje najwyższa od 1934 roku i będzie kosztować gospodarkę USA ponad 450 tys. etatów i średnio ok. 2800 dolarów w dysponowanych, rocznych dochodach gospodarstw domowych. Co więcej, ceny PCE wzrosnąć mają z tego powodu o 1,7 p.p. a w niektórych kategoriach jak stal czy odzież i elektronika wzrost krótko, jak i długoterminowy - spowodowany cłami, będzie dwucyfrowy.
Również 'odwilż' w relacjach Waszyngton - Pekin może okazać się krótkofalowa. Chiny utrzymują 10% taryfy na towary z USA i nie wycofują ograniczeń w eksporcie strategicznych metali ziem rzadkich. Z kolei USA pobierają średnio ponad 30% efektywne taryfy celne od chińskich towarów, a od października możemy oczekiwać myta od chińskich statków handlowych w amerykańskich portach. Choć postęp w negocjacjach z Chinami jest ogromny względem taryf przedstawionych 2 kwietnia - nawet 'wynegocjowane' poziomy będą dla amerykańskiego PKB w tym i przyszłym roku olbrzymim wyzwaniem.
Tymczasem WIG20 tylko nieznacznie stracił dziś podczas ostatniej sesji przed wyborami prezydenckimi w Polsce. Sondaże wskazują, że niemal na pewno potrzebna będzie druga tura. Ostatnie dni przyniosły osłabienie złotego, który tracić może na oczekiwanych obniżkach stóp w Polsce i ewentualnym zaskoczeniu wyborczym w Polsce. W centrum uwagi na piątkowej sesji giełdowej nad Wisłą znalazło się Dino, którego kurs spadał prawie 6% mimo 5% wzrostu zysków r/r i ponad 10% wzrostu przychodów r/r.
Firma uspokoiła inwestorów, podtrzymując wysoki jednocyfrowy estymowany wzrost sprzedaży LFL w tym roku i zamierza otwierać jeszcze więcej sklepów, szacując tegoroczny CAPEX na nawet 1,7 mld PLN, co w połączeniu z niższą marżą i niespełna 1% wzrostem sprzedaży LFL może nieco niepokoić inwestorów. Z drugiej jednak strony wyniki obciążyła sezonowość - święta Wielkanocne wypadły w tym roku w II kwartale, a I kw. miał 2 dni handlowe mniej.