Weekendowa Analiza Futures

Piątkowy wzrost cen odbieram jako sygnał, że popyt wkrótce przeprowadzi akcję, której przejawem będzie bardziej widoczny wzrost cen. Zwyżka może osiągnąć okolice 2400-2420 pkt., ale wcale nie jest powiedziane, że pojawi się ona już w najbliższym tygodniu.

Aktualizacja: 14.02.2017 22:39 Publikacja: 28.10.2012 01:30

Weekendowa Analiza Futures

Foto: ROL

Mając świadomość skróconego tygodnia notowań trudno oczekiwać fajerwerków. Poniedziałki zazwyczaj są mało atrakcyjne dla daytraderów. Nawet jeśli tym razem będzie inaczej, to co pozostaje później? Wtorek, w trakcie którego pojawi się praktycznie tylko jedna poważniejsza publikacja danych makro, którą będzie wskaźnik nastrojów amerykańskich konsumentów publikowany przez  Conference Board? Pozostałe zaplanowane na ten dzień nie są takie, by mieć poważny wpływ na poziom wycen. Środa? Dla nas będzie to już dzień przygotowań do 1 listopada. Ile osób tego dnia wybierze się w podróż? O piątku nie ma co pisać. Tu nadzieją może być tylko raport o stanie rynku pracy w USA, ale pewnie przez większość dnia rynki będą oczekiwać na tą publikację (jak miało to miejsce w ostatni piątek, gdy rynki czekały na dane o amerykańskim PKB) i ewentualne zmiany mogą pojawić się dopiero w godzinach popołudniowych. Czy taka perspektywa tym bardziej nie skłania do porzucenia chęci do aktywności? Trzeba przyznać, że tydzień nie jawi się pod tym względem zbyt obiecująco.

W trakcie ostatniego tygodnia doszło do pogłębienia spadku cen. Sytuacja jest obecnie następująca. Od końca maja miał miejsce wzrost cen, którego zwieńczeniem było pojawienie się luki hossy 14 września (Wykres_1). Ta luka oraz wzrost, jaki tego dnia wykonały ceny, były reakcją na informację o wdrożeniu przez amerykańską Rezerwę Federalną nowego planu skupu aktywów w ramach luzowania ilościowego polityki pieniężnej, czyli EQ3. Wiele z tej letniej zwyżki było właśnie efektem oczekiwania na taką decyzję. Skoro ona zapadła, nie było pod co spekulować, a za to pojawiła się chęć realizacji zysków. W przypadku indeksu WIG20 to właśnie szczyt sesji z 14 września jest do tej pory ostatecznym szczytem trendu (Wykres_2). Przyszła pora na sprzedaż faktów.

Przez ponad miesiąc rynek nie mógł się zdecydować, czy te fakty sprzedawać, czy też cieszyć się z tego, że ponownie Fed pompuje dolary. Przez wiele dni ceny to rosły, to spadały, a faktycznie trzymały się podobnych wartości. Długo rynek zwlekał z decyzją o kierunku zmian. W końcu pojawiła się decyzja. 19 października, w piątek, wyceny polskich akcji wyraźnie się obniżyły. Na terminowym ceny spadły wystarczająco, by można było mówić o wyjściu z konsolidacji dołem. Ten spadek jest szczególny także z tego powodu, że jeszcze dzień wcześniej swojej szansy szukał popytu. Pokonany został poziom 2424 pkt., który wtedy był granicznym dla możliwości pojawienia się rozważań o atakowaniu górnego ograniczenia konsolidacji. Problem w tym, że ceny nie utrzymały się długo nad 2424 pkt. Krótko po wyznaczeniu szczytu na 2429 pkt. rynek się cofnął. Później mieliśmy wspomniany już piątek, a więc cały tydzień zakończył kiepsko (Wykres_3).

Sygnał wyjścia z konsolidacji nie był mocny, bo przebicie dolnego ograniczenia nie było duże. Przez cały ostatni tydzień spodziewaliśmy się powrotu popytu. Przynajmniej takiego, który byłby w stanie wykonać ruch powrotny i sprawdzić, na ile mocny jest sygnał i tendencja spadkowa, która z niego wynika. Pierwszy bardziej zauważalny popyt pojawił się dopiero w piątek. Nie mógł powalczyć, gdyż w trakcie tej sesji padły nowe minima spadku. Nie było większych szans na to, że tego dnia popyt coś zdziała. Niemniej pojawiło się światełko sugerujące, że kupujący jeszcze się nie poddali.

To dobrze, bo dzięki temu będzie można oczekiwać na wspomnianą zwyżkę i tym samym zostanie przetestowany obóz sprzedających. Nie koniecznie już na początku tygodnia przyjdzie nam obserwować aktywność kupujących. Jak już wspomniałem wcześniej, to nie jest tydzień, w trakcie którego miałoby się coś ważnego wydarzyć. Kto wie, być może dopiero piątkowy raport o stanie rynku pracy w USA będzie na tyle ważny, by wywołać jakąś większą zmianę. Do tego czasu warto liczyć się przynajmniej z możliwością spadku ceny kontraktów do okolicy 2300 pkt. czyli pod poziom piątkowego minimum.

W końcu przyjdzie czas na większą zwyżkę. Będziemy się jej przyglądać z ciekawością, ale także mając nastawienie negatywne. Zatem, nawet jak się ta zwyżka pojawi, to nie bardzo będziemy wierzyć z jej powodzenie. Negacją sygnału do nastawienia negatywnego byłoby w tej chwili wyznaczenie nowych rekordów trendu wzrostowego, ale przyznam, że wątpię, by ceny poradziły sobie z poziomem szczytu z czwartki 18 października. Tak, to pamiętny szczyt, gdy popyt próbował wyjść nad poziom 2424 pkt. Wtedy się nie udało i pewnie teraz także się nie uda. Najprawdopodobniej spadek cen zostanie ponowiony i pojawią się nowe minima przeceny. Gdzie one nas ostatecznie zaprowadzą? Na razie zakładamy, że pod poziom 2200 pkt., ale to tylko luźna myśl. Zawsze wszystko sprowadza się do reagowania na to, co zrobi sam rynek. Nastawienie negatywne będzie obowiązywać tak długo, jak nie pojawią się sygnały jego zmiany.

Na koniec ciekawostka. ADP po ostatnich mało precyzyjnych odczytach dotyczących sytuacji na rynku pracy w sektorze prywatnym wdraża poprawki w algorytmie szacującym liczbę etatów. Teraz autorzy chwalą się, że historycznie rzecz biorąc nowa wersja algorytmu posiada wysoką (96 proc.) korelację z danymi, jakie podaje Bureau of Labor Statistics (BLS) w pierwszy piątek miesiąca. Mowa tu o danych po rewizji. Stąd może pojawić się sytuacja, gdy raport ADP będzie odbiegał od danych rządowych, ale zdaniem autorów należy założyć, że to odczyt ADP jest wtedy bardziej wiarygodny, a późniejsze rewizje sprowadzą dane rządowe na odpowiedni poziom.

Wszystko byłoby dobrze, ale to już nie pierwsza rewizja algorytmu odpowiadającego za szacowanie liczby etatów w sektorze prywatnym. Gdy ostatnio (nie pamiętam dokładnie, kiedy to było – dwa-trzy lata temu. Sam raport zaczął być publikowany w roku 2006) odnawiano algorytm także chwalono się wysoką korelacją w danych historycznych.  Można sobie zadać pytanie, czy był sens zmiany, skoro wiadomo, że rynek pracy nie jest obecnie stabilnym środowiskiem, a skala zachodzących tu zmian oddawana jest w corocznych rewizjach przeprowadzanych w lutym. Może wystarczyło poczekać, aż ta dynamika zmian się obniży, a odczyty raportu ADP ponownie byłyby odpowiednio wiarygodne. Nie chciano tyle czekać. Co do zmian w tworzeniu raportu, zwiększono liczbę podmiotów, których dane są brane pod uwagę z 344 tys. do 406 tys., co sprawia, że wyliczenia opierają się już nie na 21, ale na 23 milionach osób, co odpowiada ponad 20 proc. wszystkich zatrudnionych w sektorze prywatnym.

Sam algorytm, a więc sposób szacowania ilości etatów w sektorze prywatnym pozostaje słodką tajemnicą autorów. Nie przeszkadza to analitykom prognozować odczytów raportu ADP. Ba, nie przeszkadza w tym nawet ostatnia zmiana w algorytmie. Raport ADP to Black Box, a więc oczekiwania to raczej wróżenie z fusów. Jeśli już cokolwiek należałoby oczekiwać to danych piątkowych, a nie raportu, który ma pomóc w szacowaniu danych piątkowych. W tym kontekście zagadką pozostaje różnica między oczekiwaniami dotyczącymi raportu ADP (wzrost liczby etatów o 135 tys.), a raportem piątkowym (wzrost liczby etatów w sektorze prywatnym o 123 tys.).

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów