Jeśli doszłoby do przejęcia należących do OFE akcji spółek przez Skarb Państwa, to wiązałoby się to z wieloma komplikacjami natury bardzo praktycznej. Niektóre z nich można uprzednio ograniczyć, warto więc zacząć rozważać jakie działania należałoby podjąć. Jest to bym bardziej istotne, że działania te wymagają sporo czasu i rozpoczęcie ich po zapoznaniu się z ostatecznym kształtem „reformy emerytalnej" może być zbyt późne.
Możliwe wezwania
Pierwsze pytanie dotyczy tego, jakie będą konsekwencje prawne i praktyczne przeniesienia portfeli OFE na rzecz Skarbu Państwa. Drugie – jakie to może mieć skutki dla spółek i dla całego rynku. Trzecie – jak można się przed tym bronić.
Czytaj i komentuj na blogu
Jeśli aktywa OFE miałyby zostać przejęte przez jednego inwestora (nazwijmy go Narodową Agencją Nacjonalizacji Aktywów - NANA), to pojawią się pewne problemy związane z nabywaniem dużych pakietów akcji. W konsekwencji przekroczenia progów 33 i 66 proc. NANA będzie musiała ogłosić wezwania lub zejść poniżej tych progów. Mając na względzie, iż celem Programu Powszechnej Nacjonalizacji nie jest inwestowanie, tylko konsumpcja, ogłoszenia wezwań raczej nie należy się spodziewać. A zatem konieczne będzie „wysypanie" akcji na rynek – poniekąd zbieżne z rządowymi planami sfinansowania dziury budżetowej ze środków zgromadzonych w OFE. Do tego dojdą kwestie antymonopolowe. Czy możliwe jest, aby jeden podmiot (choćby to była NANA), przejął wszystkie największe firmy paliwowe, czy energetyczne? Ciekawe co na to UOKiK i Komisja Europejska? Żeby dodać sprawie nieco smaku, warto nadmienić, że część spółek obejmą przepisy ustawy kominowej.
Oczywiście wszelkie ograniczenia natury prawnej będzie można bardzo łatwo obejść – wystarczy w ramach prac legislacyjnych nad demontażem OFE dodać w odpowiednich miejscach krótkie sformułowanie: „nie dotyczy Programu Powszechnej Nacjonalizacji", a potem obronić to przed Trybunałem Konstytucyjnym i Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości (a nawet jeśli się to nie uda, to będzie problemem innego rządu). Jeśli jednak opieralibyśmy się na dzisiejszym stanie prawnym, to praktyczne konsekwencje nacjonalizacji byłyby opłakane. Problem wezwań/wyprzedaży akcji dotyczyłby prawie wszystkich sprywatyzowanych spółek i dużej części największych spółek od zawsze prywatnych. W sporej części spośród nich konieczne byłoby drastyczne ograniczenie płac zarządów i rad nadzorczych (o ile można dyskutować czy obecne uposażenia są uzasadnione, o tyle pewne jest, że objęcie płac „kominówką" przyczyniłoby się do obniżenia jakości zarządzania i nadzoru).
Partyjny klucz
Do tego wszystkiego doszłyby nowe problemy z dziedziny ładu korporacyjnego. Transakcje spółek z wiodącym akcjonariuszem nabrałby zupełnie nowego wymiaru – zarówno pod względem ilościowym, jak i jakościowym. Nawet w przypadku mniejszościowego udziału Skarbu Państwa byliśmy wielokrotnie świadkami demonstracji siły, więc w sytuacji pozycji dominującej w spółce będzie można pójść na całość – po co się gimnastykować z długotrwałym procesem „normalnej" prywatyzacji jakiejś spółki, skoro może ją kupić giełdowa spółka z branży? Najlepiej po jakiejś kosmicznej cenie. Posady w zarządach spółek mogłyby być rozdzielane według partyjnego klucza, a całość zysku mogłaby być wypłacana w formie dywidendy niezależnie od potrzeb i potencjału rozwojowego spółek.