Morbiato: Basta crisi!

Crisi, czyli kryzys, to słowo we Włoszech wszechobecne. Słyszy się je kilkanaście razy na godzinę w radiu, telewizji, na ulicy. Kryzys we Włoszech słychać, ale go nie widać. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Aktualizacja: 11.02.2017 11:32 Publikacja: 07.10.2013 12:34

Jan Morbiato, dziennikarz Gazety Giełdy Parkiet

Jan Morbiato, dziennikarz Gazety Giełdy Parkiet

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Wróciłem właśnie z kraju, który znam bardzo dobrze. Po dłuższej nieobecności we Włoszech byłem bardzo ciekawy tego kryzysu, który świat mierzy spreadami, CDSami, deficytem i bezrobociem, a który w codziennym życiu jest znacznie mniej widowiskowy od swojego greckiego czy hiszpańskiego wydania.

Czytaj i komentuj na blogu

Co zobaczyłem? Tłumy niespiesznie przechadzających się Włochów, o każdej porze dnia, również w środku tygodnia w godzinach pracy. Robią zakupy w butikach czołowych projektantów, rozmawiają, jedzą lody. Z budynków biurowych co chwila ktoś wychodzi na przerwę do baru, żeby poplotkować nad filiżanką espresso. Choć temat kryzysu przewija się nawet w takich niezobowiązujących rozmowach – o znajomym poszukującym pracy od miesięcy, innym, zatrudnionym na rozmowę śmieciową czy o „nieszczęśniku", który musi pracować po godzinach - sytuacja nie różni się drastycznie od tej, którą zapamiętałem sprzed 20 lat – czasu, kiedy włoska gospodarka była w zupełnie innym stanie.

Na pierwszy rzut oka Włosi oddają się dolce vita, jak zawsze. Wystarczy bardziej wnikliwy rzut oka żeby zauważyć, że coś się jednak zmieniło.

Na jednym, około 500-metrowym odcinku ulicy samochód czyszczący nawierzchnię przejeżdża w ciągu pół godziny pięć razy. W wozie siedzi dwóch pracowników miejskiego przedsiębiorstwa oczyszczania, kolejnych trzech krąży sennie wokół pojazdu, nie bardzo można zrozumieć w jakim dokładnie celu.

W punktach poboru opłat na autostradach zwiększono automatyzację – mniej więcej połowa kas działa w trybie bezgotówkowym lub samoobsługowym. To jednak nie oznacza, że zatrudnienie kasjerów i kasjerek spadło - w okienkach, które jeszcze pracują w tradycyjnym trybie siedzą teraz dwie osoby.

Dwugodzinną przerwę na obiad w godzinach otwarcia mają nawet... ogródki jordanowskie. Oczywiście w każdym miesiącu odźwierny zaczyna, przerywa i kończy pracę o innej porze. Przynajmniej pracuje przed południem, w przeciwieństwie do wielu właścicieli sklepów w historycznych centrach miast na północy Włoch.

Wśród stosunkowo nielicznych absolwentów studiów wyższych przeważają młodzi ludzie po „lettere", czyli „literach" - studiach humanistycznych. Nie mają pracy bo ich rodzice i dziadkowie, którzy kilkadziesiąt lat temu rozkręcali własne przedsiębiorstwa – rodzinne firmy wciąż jeszcze są podstawą potęgi gospodarczej włoskiego północnego-wschodu – w dobie malejących przychodów nie mają już pieniędzy, czasu i nerwów na walkę z wiatrakami włoskiej administracji publicznej i studiowanie przepisów podatkowych. Dlatego zamykają działalność, przenoszą ją za granicę lub zatrudniają tańszych i często lepiej przygotowanych technicznie imigrantów.

Z tego powodu pracy nie ma również dla tych Włochów, którzy – jak się powszechnie robiło jeszcze kilkanaście lat temu – skończyli edukację na szkole średniej aby w wieku 16 lat pójść do nieźle opłacanej pracy w fabryce, których na północy było pełno (nawiasem mówiąc w pokoleniu osób urodzonych w latach pięćdziesiątych rodzina składająca się z pracownicy fabryki, emerytowanego policjanta i jednego dziecka mogła sobie pozwolić na własne mieszkanie letniskowe w górach).

A wspomniane na początku tłumy spacerujące po historycznych centrach miast w godzinach pracy, składają się w większości z emerytów. Przed 60-tką.

Wygląda na to, że Nord-Est (północny-wschód pisany wielkimi literami na Półwyspie Apenińskim oznacza zawsze trzy regiony Veneto, Friuli-Venezia Giulia i Trentino-Alto Adige) przejada bogactwo, do którego doszedł dzięki etosowi ciężkiej pracy i przedsiębiorczości, niespotykanym w wielu miejscach na południe od Alp, który z kolei wyrósł na gruncie ogromnej, powojennej biedy rolników z Równiny Padu.

Czyżby historia zataczała właśnie kolejne koło, których już tak wiele było w basenie Morza Śródziemnego? Jeżeli tak, cała nadzieja w „barbarzyńcach", którzy tchną nowego ducha w podupadające imperium. A teraz rozbijają się u wybrzeży Lampedusy.

Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Polityka ważniejsza
Komentarze
Bitcoin znów bije rekordy. Kryptowaluty na łasce wyborów w USA?