Zazwyczaj, gdy nastroje są dobre, a posiadacze długich pozycji wydają się być pewni swego, pierwsze oznaki osłabienia kwitowane są stwierdzeniem o tym, że to tylko korekta. Tym razem już dwa dni słabości na głównych rynkach światowych wywołują rozważania, czy to przypadkiem nie koniec wzrostów, a więc, czy przypadkiem nie jesteśmy świadkami rozpoczęcia nowej fali spadków wycen akcji? Problem w tym, że rzadko się udaje skutecznie wskazać początek poważnej fali spadków. Widać ją dopiero, gdy się faktycznie pojawi. Wcześniejsze sygnały, które w takich wypadkach ex post są wskazywane, faktycznie występują także w innych okolicznościach, które nie prowadzą do dramatycznych następstw. W związku z tym nie warto poddawać się chwilowym zmianom nastrojów. Mimo wszystko mamy za sobą tylko dwa dni przecena na Zachodzie.

Owszem, nasz rynek słabnie już od jakiegoś czasu, ale i tu dotychczas wszystko mieści się w kategorii normy. Przypomnę, że zakładaliśmy istnienie trendu wzrostowego, o ile rynek będzie trzymał się nad poziomem 1730 pkt. Wczoraj doszło do tańca w tej okolicy. W ramach tego tańca nie pojawił się zdecydowany sygnał sprzedaży. W związku z tym, nie ma podstaw, by już ogłaszać przegraną byków. Gdyby wspomniane wsparcie się nie utrzymało, sytuacja byków stałaby się trudniejsza. W takich okolicznościach skuteczne przełamanie poziomu 2000 pkt. stałoby pod wielkim znakiem zapytania.