Pojawiło się pytanie, czy faktycznie nasz rynek stać na bardziej zdecydowane ruchy. W poniedziałek WIG20 stracił bowiem symboliczne 0,02 proc. Również pierwsze fragmenty wtorkowego handlu wskazywały, że trzeba się liczyć z kolejnym dniem marazmu. Scenariusz ten jednak się nie zmaterializował. Zamiast marazmu mieliśmy szarżę byków, która przynajmniej na chwilę pozwoliła zapomnieć o problemach, z którymi boryka się nasz parkiet.
Opis wtorkowej sesji tak na dobrą sprawę należałoby zacząć od godz. 11.00. To wtedy kupujący rozpoczęli swój popis. Do tego czasu WIG20 oscylował przy poziomie zamknięcia z poniedziałku. Później było praktycznie jednak już tylko lepiej. W południe wskaźnik największych firm naszego parkietu zyskiwał już ponad 1 proc. Tym samym znalazł się w gronie najmocniejszych indeksów na Starym Kontynencie. Niemiecki DAX czy też francuski CAC40 w ciągu dnia zyskiwały po około 0,5 proc.
Byki na GPW ani myślały zadowalać się wzrostem rzędu 1 proc. Ich szarża trwała w najlepsze, a WIG20 zaczął zyskiwać prawie 2 proc. Co więksi optymiści zaczęli wierzyć, że uda mu się nawet pokonać poziom 2200 pkt. Co za dużo to jednak też niezdrowo. Na ostatniej prostej optymizm nieco zgasł, co było też pokłosiem neutralnego początku notowań na Wall Street. Ostatecznie WIG20 zyskał 1,2 proc. Oczywiście, patrząc na przebieg całej sesji, można kręcić nosem i mówić, że zawsze mogłoby być lepiej. Mając jednak na uwadze to, jakie w ostatnich tygodniach nastroje panują na GPW, trzeba się cieszyć z tego, co udało się zdobyć. Do obicia doszło także w gronie średnich spółek. mWIG40 był przede wszystkim wspierany świetną postawą windykacyjnego Kruka, którego akcje w ciągu dnia drożały nawet o ponad 20 proc. (więcej na str. 9). sWIG80 oscylował z kolei przy poniedziałkowym zamknięciu.