Obligacje rekordowo popularne, ale dilerzy oczekują przeceny
Załamanie kursów akcji i niepewność co do kondycji światowej gospodarki skłania inwestorów do inwestowania w rządowe papiery – mimo rosnącego zadłużenia zarówno w USA, jak i w Polsce. Rentowność, która jest odwrotnością cen, w przypadku amerykańskich „dziesięciolatek" spadła w ostatnich dniach do poziomu najniższego do października 2010 r. Z podobną sytuacją mamy do czynienia na rynku polskich papierów.
O ile w przypadku obligacji emitowanych przez nasz rząd dobre wyceny to wynik kojarzenia Polski ze stabilną gospodarką niemiecką, to dla instrumentów USA nagły wzrost cen to wynik ucieczki inwestorów od ryzykownych inwestycji – zwłaszcza od akcji. Dilerzy i analitycy wskazują, że fundusze, jak i same amerykańskie firmy, mają spore zasoby gotówki, której nie chcą jednak lokować w aktywa udziałowe. Z?papierów z rynku dłużnego najchętniej kupowane są te o krótszym terminie wykupu. Rentowność „dwulatek" w USA sięga już tylko 0,26 proc. – jest ona najniższa w historii. Krótkie bony w ogóle nie dają zysków – rentowność trzymiesięcznych instrumentów wynosi zero.
Analitycy zastanawiają się, czy w przypadku rynku długu jest jeszcze potencjał do dalszego wzrostu cen (w przypadku polskich papierów od maja rentowność spadła już o około 30 pkt bazowych). Niepokojąco nastrajają informacje o zmniejszeniu zaangażowania zagranicy w obligacje Węgier (tłumaczone jako efekt „technicznych" operacji). Aktywność na polskim rynku jest także duża, o czym świadczą chociażby wysokie obroty na rynku Treasury BondSpot Poland.
Ropa i miedź zaczęły podążać za globalnym trendem
Inwestowanie w surowce do niedawna mogło się wydawać niezłą receptą przynajmniej na ograniczenie strat wynikających z przecen papierów wartościowych. Cena ropy naftowej gatunku?Brent przez dłuższy czas utrzymywała się w bezpiecznym i wciąż atrakcyjnym przedziale 115–120 USD za baryłkę. Wobec spadków na rynkach akcji, jej zakup mógł więc uchodzić za w miarę bezpieczną lokatę kapitału. W końcu jednak i ceny ropy przestały być odporne na światowe wahania i pod koniec tygodnia zaczęły się radykalnie obniżać. W piątek za baryłkę ropy Brent płacono już niespełna 107 USD. Kurs znalazł się w okolicach wsparcia na poziomie około 105 USD. Mimo to analitycy uznali, że przecena nie jest wciąż adekwatna do panującej na świecie sytuacji – powinna być głębsza, a przede wszystkim wcześniejsza. Wskazują, że odpowiednia do warunków powinna być cena najwyżej 90 USD za baryłkę. Jonathan Barratt, dyrektor zarządzający w Commodity Broking Services w Sydney, uważa, że średnia cena ropy wyniesie w tym roku około 100 USD. Biorąc pod uwagę, że przeciętna cena w pierwszym kwartale wynosiła 105 USD, a w drugim aż 117 USD, to możemy mieć przed sobą znaczące spadki.
W dół lecą i będą, zdaniem analityków, lecieć ceny innych surowców przemysłowych, m.in. miedzi. W piątek kontrakty na ten metal spadały nawet o 2 proc. – Popyt na miedź jest uzależniony od globalnej koniunktury. Zaciskanie pasa doprowadzi do spadku zapotrzebowania na miedź – uważa Sterling Smith, analityk firmy doradczej Country Hedging.