Niełatwo wybrać perspektywiczne aktywa

Analitycy nie dają jasnych wytycznych, które aktywa będą zyskowne. Inwestorzy przestali już wierzyć w siłę surowców, ceny obligacji także wydają się dość wysokie. Wciąż na wartości zyskuje frank – ale jego kurs odbiega znacznie od fundamentów

Aktualizacja: 26.02.2017 17:56 Publikacja: 06.08.2011 02:47

Frank stracił na popularności dopiero w piątkowy wieczór

Frank stracił na popularności dopiero w piątkowy wieczór

Foto: GG Parkiet

Frank stracił na popularności dopiero w piątkowy wieczór

Lepsze dane z rynku pracy USA zahamowały na jakiś czas spadek wartości polskiej waluty. W piątek po południu inwestorzy płacili jednak za euro o 1 gr więcej niż w czwartek –kurs sięgnął 4,04 zł. A frank rano kosztował rekordowe 3,76 zł. Dopiero informacje, że Europejski Bank?Centralny skupi obligacje Włoch i Hiszpanii odwróciły trend na rynku szwajcarskiej waluty. Frank staniał późnym wieczorem do 3,69 zł. Dotąd inwestorzy obawiali się o losy światowej gospodarki i wybierali walutę kraju o stabilnym wizerunku. Podobne przyczyny stały za umocnieniem korony norweskiej i szwedzkiej.

Piątek okazał się słabym dniem dla dolara, który stracił wobec euro 1,4 proc.

Ekonomiści mają nadzieję, że dzięki uzgodnieniom między ECB?a liderami zadłużonych państw uda się zahamować aprecjację franka. Czas jest na to najwyższy. JP?Morgan obniżył prognozę wzrostu PKB?Polski w tym roku z 4,2 do 4 proc., tłumacząc, że średnia miesięczna rata kredytu denominowanego we frankach wzrosła o 25 proc. W efekcie wiele gospodarstw domowych ma mniej pieniędzy na wydatki konsumpcyjne.

Podobny problem widzą ekonomiści Banku Handlowego, którzy przewidują, że w wyniku wyższych rat prywatna konsumpcja spowolni o 0,3–0,4 pkt proc., co przy słabej koniunkturze na świecie oznaczać może, że dynamika PKB?osłabnie do 3,5 proc.

Analitycy twierdzą, że przy dużych wahaniach trudno o rzetelną prognozę kursów, zauważają jednak, że w wypadku pary euro–złoty stabilizująco działa Ministerstwo Finansów, sprzedając dewizy na rynku.

Obligacje rekordowo popularne, ale dilerzy oczekują przeceny

Załamanie kursów akcji i niepewność co do kondycji światowej gospodarki skłania inwestorów do inwestowania w rządowe papiery – mimo rosnącego zadłużenia zarówno w USA, jak i w Polsce. Rentowność, która jest odwrotnością cen, w przypadku amerykańskich „dziesięciolatek" spadła w ostatnich dniach do poziomu najniższego do października 2010 r. Z podobną sytuacją mamy do czynienia na rynku polskich papierów.

O ile w przypadku obligacji emitowanych przez nasz rząd dobre wyceny to wynik kojarzenia Polski ze stabilną gospodarką niemiecką, to dla instrumentów USA nagły wzrost cen to wynik ucieczki inwestorów od ryzykownych inwestycji – zwłaszcza od akcji. Dilerzy i analitycy wskazują, że fundusze, jak i same amerykańskie firmy, mają spore zasoby gotówki, której nie chcą jednak lokować w aktywa udziałowe. Z?papierów z rynku dłużnego najchętniej kupowane są te o krótszym terminie wykupu. Rentowność „dwulatek" w USA sięga już tylko 0,26 proc. – jest ona najniższa w historii. Krótkie bony w ogóle nie dają zysków – rentowność trzymiesięcznych instrumentów wynosi zero.

Analitycy zastanawiają się, czy w przypadku rynku długu jest jeszcze potencjał do dalszego wzrostu cen (w przypadku polskich papierów od maja rentowność spadła już o około 30 pkt bazowych). Niepokojąco nastrajają informacje o zmniejszeniu zaangażowania zagranicy w obligacje Węgier (tłumaczone jako efekt „technicznych" operacji). Aktywność na polskim rynku jest także duża, o czym świadczą chociażby wysokie obroty na rynku Treasury BondSpot Poland.

Ropa i miedź zaczęły podążać za globalnym trendem

Inwestowanie w surowce do niedawna mogło się wydawać niezłą receptą przynajmniej na ograniczenie strat wynikających z przecen papierów wartościowych. Cena ropy naftowej gatunku?Brent przez dłuższy czas utrzymywała się w bezpiecznym i wciąż atrakcyjnym przedziale 115–120 USD za baryłkę. Wobec spadków na rynkach akcji, jej zakup mógł więc uchodzić za w miarę bezpieczną lokatę kapitału. W końcu jednak i ceny ropy przestały być odporne na światowe wahania i pod koniec tygodnia zaczęły się radykalnie obniżać. W piątek za baryłkę ropy Brent płacono już niespełna 107 USD. Kurs znalazł się w okolicach wsparcia na poziomie około 105 USD. Mimo to analitycy uznali, że przecena nie jest wciąż adekwatna do panującej na świecie sytuacji – powinna być głębsza, a przede wszystkim wcześniejsza. Wskazują, że odpowiednia do warunków powinna być cena najwyżej 90 USD za baryłkę. Jonathan Barratt, dyrektor zarządzający w Commodity Broking Services w Sydney, uważa, że średnia cena ropy wyniesie w tym roku około 100 USD. Biorąc pod uwagę, że przeciętna cena w pierwszym kwartale wynosiła 105 USD, a w drugim aż 117 USD, to możemy mieć przed sobą znaczące spadki.

W dół lecą i będą, zdaniem analityków, lecieć ceny innych surowców przemysłowych, m.in. miedzi. W piątek kontrakty na ten metal spadały nawet o 2 proc. – Popyt na miedź jest uzależniony od globalnej koniunktury. Zaciskanie pasa doprowadzi do spadku zapotrzebowania na miedź – uważa Sterling Smith, analityk firmy doradczej Country Hedging.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy