Co poradziłby pan inwestorowi giełdowemu, a co posiadaczowi jednostek TFI? Czekać czy uciekać z rynku i chować pieniądze do skarpetki?
Najgorsze działania to działania podejmowane w panice, a z takimi mamy do czynienia na warszawskiej giełdzie od kilku tygodni. Nie ma wielu pocieszających słów, które można w tej sytuacji powiedzieć. Moim zdaniem jednak jeśli ktoś inwestował w spółki fundamentalnie zdrowe, kupował je przy wycenie nieprzekraczającej pięcio-, sześcio- krotności EBITDA, może być spokojny. Może spotkać go 10–15-proc. przecena, która potem zostanie nadrobiona w jeden–dwa miesiące. Gorzej, jeśli inwestor kupował akcje, nie zważając na fundamenty spółki, lub kupował je po wygórowanych cenach.
Co do funduszy, to uważam, że powinien zmienić się system wynagradzania ich zarządzających. Powinni otrzymywać premie za dłuższe okresy rozliczeniowe, np. trzy-, czteroletnie, a nie tak jak teraz roczne. W obecnej sytuacji widać, że za nietrafione inwestycje za dwa ubiegłe lata otrzymali wysokie premie, a poszkodowani są ich?klienci, którzy w tym roku mogą stracić nawet 30–40 proc.
Co będzie się działo na rynkach kapitałowych?
Nie wierzę w rynek amerykański. Moim zdaniem ma on bardzo duży potencjał spadkowy. Nie wykluczam, że tamtejsze indeksy zostaną przece- nione jeszcze o kilkadziesiąt procent. Fundamentalnie nie mają podstaw utrzymać się na dzisiejszych poziomach, jeśli spojrzeć na ich wartość z początku 2009 r., czyli tuż po wybuchu kryzysu finansowego 2008 r. Indeks Nasdaq 100 28 lutego 2009 r. miał wartość 1116 pkt. Dziś ma 2012 pkt, a mój ogląd sytuacji jest taki, że dziś sytuacja USA jest dużo gorsza, bo kryzys nie dotyczy tylko dwóch branż.