Najsłabsze ogniwa strefy euro są pożerane przez korozję

Grecja, Irlandia, Hiszpania, Portugalia, Włochy – grupa państw z obrzeży eurolandu zagraża prestiżowi oraz stabilności unijnej waluty. Ich problemy, przez lata zamiatane pod brukselski dywan, dały o sobie znać wraz z wejściem światowego kryzysu w kolejną fazę

Publikacja: 23.01.2010 18:08

Twierdzenie, że Grecja opuści strefę euro, to głoszenie absurdalnych hipotez – uważa Jean-Claude Tri

Twierdzenie, że Grecja opuści strefę euro, to głoszenie absurdalnych hipotez – uważa Jean-Claude Trichet, prezes EBC

Foto: Bloomberg

Kryzys w strefie euro wisiał w powietrzu od lat. W 2006 r. Center for European Reform (CER), think-tank brytyjskich euroentuzjastów, opublikował raport „Czy strefa euro się rozpadnie?”. Stwierdzono w nim, że może ją czekać poważny test. Wyzwaniem dla stabilności eurolandu jest sytuacja gospodarcza w krajach z obrzeży kontynentu (w Grecji, Hiszpanii, Portugalii, we Włoszech). W sytuacji kryzysowej kraje te nie dysponują mechanizmami mogącymi łagodzić załamanie. Nie mają możliwości dewaluacji waluty, a stopy procentowe ustalane są przez Europejski Bank Centralny, a nie przez banki narodowe.

Ich gospodarki straciły już sporo na konkurencyjności i powinny przeprowadzić poważne reformy. Jakie? Powinny uczynić rynki pracy bardziej elastycznymi, odchudzić rozbudowane programy socjalne itp. Kraje zorientowane na eksport (np. Niemcy czy Holandia) muszą zaś zwiększyć u siebie popyt wewnętrzny, by zalewać mniejszym strumieniem rynki biedniejszych państw Unii swoimi dobrami. Ograniczono by w ten sposób gospodarczą nierównowagę wewnątrz eurolandu. W przeciwnym wypadku gospodarka strefy euro uległaby destabilizacji. W skrajnym przypadku proces ten mógłby się skończyć nawet rozpadem strefy.

Tezy te zostały uznane w 2006 r. przez brukselskich urzędników za czystej wody science fiction. Obecnie coraz więcej ekonomistów przyznaje jednak, że czarny scenariusz wcale nie jest nieprawdopodobny. Co więcej, w wyniku kryzysu do grupy państw mogących zdestabilizować strefę euro, ograniczonej dotąd do Europy Południowej, dołączył w wyniku kryzysu nowy kraj – Irlandia. Niegdyś dynamicznie rozwijająca się gospodarka, którą stawiano Polsce za wzór.

[srodtytul]Europejska gospodarcza wojna domowa[/srodtytul]

Idea secesji ze strefy euro stała się obiektem debaty na Zielonej Wyspie już na początku zeszłego roku. David McWilliams, były wysokiej rangi urzędnik irlandzkiego banku centralnego, zaproponował wówczas, by Dublin zaszantażował nią Brukselę po to, by uzyskać pomoc finansową. Dyskusja nad rozpadem eurolandu przycichła później, wraz z poprawą sytuacji w światowej gospodarce. Odżyła jednak, gdy w kłopoty finansowe wpadła Grecja. Standard Bank opublikował nawet raport, w którym stwierdził, że stan finansów publicznych obu tych krajów może się pogorszyć tak bardzo, że opuszczą strefę euro przed końcem 2010 r. Większość ekonomistów wskazuje obecnie, że rozpad strefy euro to skrajny scenariusz. – Nie wierzę w to, by się rozpadła, gdyż zainwestowano zbyt wielki kapitał polityczny w jej stworzenie.

Jednakże Grecja, Hiszpania czy Portugalia znajdą się w szalenie trudnej sytuacji. Ich perspektywy rozwoju będą bardzo kiepskie, a koszty obsługi zadłużenia znacząco wzrosną. Grecja nie poradzi sobie bez zewnętrznej pomocy. Pozostałych krajów nie stać jednak na jej bankructwo. Inwestorzy zwróciliby wówczas uwagę na inne kraje Unii w podobnej sytuacji, co mogłoby doprowadzić do serii dalszych bankructw – mówi „Parkietowi” Simon Tilford, główny ekonomista CER.

Czarnego scenariusza nie wolno jednak z góry wykluczać. Analityków niepokoi szczególnie to, że Europejski Bank Centralny oraz Niemcy konsekwentnie odmawiają udzielenia pomocy finansowej Grecji. Groźbę destabilizacji powiększa również to, że Unia Europejska nie posiada planu działania przy kryzysach tego typu.

[srodtytul]Prawny węzeł gordyjski[/srodtytul]

Czy secesja z eurolandu jest jednak w ogóle możliwa? Procedura opuszczenia UE została po raz pierwszy opisana dopiero w traktacie lizbońskim. Mechanizmu opuszczenia strefy euro nigdzie jeszcze nie uregulowano.

Co więcej, w traktatach europejskich zapisano, że wszystkie kraje UE spełniające kryteria są zobowiązane do przyjęcia unijnej waluty. Zdaniem Wolfganga Münchau i Susanne Mundschenk, ekonomistów z firmy Euro Intelligence, opuszczenie strefy może zostać więc uznane za poważne naruszenie zasad rządzących UE. Zgodnie z konwencją wiedeńską o prawie traktatów z 1969 r. może to być przyczyną usunięcia państwa z organizacji międzynarodowej. Jednakże traktat lizboński zakazuje wyrzucania z Unii krajów wbrew ich woli.

Niejasności tego typu jest dużo więcej. Rozstrzygnąć je mógłby dopiero Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Albo, tak jak w przypadku prac nad unijnymi traktatami, kwestię tę uregulują między sobą rządy państw członkowskich. – Unia nie ma planu B, na wypadek gdyby integracja walutowa nie zadziałała – przyznaje Marc Chandler, ekonomista z Brown Brothers Harriman.

[srodtytul]Nie ma prostych rozwiązań[/srodtytul]

Kraj opuszczający strefę musiałby pokonać szereg problemów technicznych, takich jak ponowne wprowadzenie do obiegu dawnej waluty, przeliczenie na nią płac i cen. – Taka operacja nie nastąpiłaby z dnia na dzień. Poprzedzałyby ją tygodnie dyskusji w parlamencie i mediach. Wówczas mogłoby to wywołać nawet run na banki – napisał Barry Eichengreen, ekspert amerykańskiego National Bureau of Economic Research. Decyzja ta miałaby również duże koszty polityczne. Głos kraju dezerterującego straciłby na znaczeniu podczas unijnych szczytów. Niemcy i Francja nie traktowałyby go poważnie w dyskusji o ważnych problemach Wspólnoty.

Według ekonomisty z Brown Brothers Harriman opuszczenie eurolandu nie przyniosłoby też natychmiastowej ulgi gospodarczej. – Stopy procentowe dramatycznie by wzrosły. Nowa waluta byłaby jednak słaba. Inflacja ostro by wzrosła. Zmiana waluty, gdyby nawet wpłynęła pozytywnie na PKB, mogłaby nie zrekompensować zewnętrznych wstrząsów. Rząd, który podjąłby taką decyzję, ryzykowałby utratę władzy – wylicza Chandler. Wyjść ze strefy euro może więc tylko kraj mocno zdesperowany. Nie takie jednak akty desperacji widziała w swej historii Europa...

Część analityków wskazuje, że dobrym rozwiązaniem byłoby pogłębienie integracji politycznej i gospodarczej w strefie euro. Tak aby obok EBC, kierującego polityką monetarną, pojawił się organ nadzorujący politykę fiskalną. – Nie jest to jednak w obecnych warunkach prawdopodobne. Wymagałoby to od rządów bardzo dużej elastyczności oraz poparcia dla liberalnej polityki gospodarczej, co nie jest dzisiaj popularne – przyznaje Tilford. Już dużo ostrożniejsza propozycja premiera Hiszpanii Jose Zapatero, by karać państwa za nierealizowanie unijnych strategii, została w Brukseli wyśmiana. Egoizmy gospodarcze wygrywają jak na razie z ideą europejską.

Gospodarka światowa
Opłaciła się gra pod Elona Muska. 500 proc. zysku w kilka tygodni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Jak Asadowie okradali kraj i kierowali rodzinnym kartelem narkotykowym
Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp