Jeśli tego nie zrobią, ryzykują powrót wysokiej inflacji oraz wybuch kolejnego kryzysu – napisali Gerard Lyons oraz Natalia Lechmanova, analitycy z banku Standard Chartered.
Ich zdaniem wiele krajów rozwijających się nie jest przygotowanych na przyjęcie dużych ilości kapitału z zagranicy. Fundusze trafiające do tych państw trafiają więc na tamtejsze rynki nieruchomości oraz akcji i przyczyniają się do powstawania baniek spekulacyjnych. Napływ pieniędzy z zagranicy zwiększa też presję inflacyjną. – Tak jak nadmierna płynność była przed kryzysem jednym z problemów gospodarczych państw rozwiniętych, tak teraz ma potencjał, by wywołać problemy na rynkach wschodzących – stwierdzili Lyons i Lechmanova.
Niektóre państwa rozwijające się starają się już przeciwdziałać ryzyku inflacyjnemu i ograniczać napływ kapitałów spekulacyjnych za pomocą podwyżek stóp procentowych. Stopy poszły w górę już w Malezji, Indiach i Wietnamie.
Zdaniem analityków Standard Chartered same podwyżki stóp mogą nie wystarczyć do schłodzenia rynków. Co więcej, czasowo przyciągają one kapitał spekulacyjny z krajów, w których stopy procentowe są o wiele niższe (np. z USA i strefy euro).
Receptą na ograniczenie napływu kapitału spekulacyjnego może więc być zacieśnianie polityki fiskalnej lub wprowadzenie czasowych barier administracyjnych. Drugi wariant działania wybrały Chiny. By powstrzymać narastanie bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości, wprowadziły w tym roku wiele ograniczeń dotyczących transakcji w tym sektorze oraz kazały bankom zwiększyć poziom rezerw.