Choć napięcia geopolityczne nie znikły, wojna celna trwa, a w USA po piątkowym spotkaniu w Jackson Hole wzrosły szanse na cięcia stóp procentowych, to kurs złota wydaje się na to nie reagować.
Dotychczasowy szczyt notowań złota w okolicach 3,5 tys. dolarów za uncję został osiągnięty w kwietniu i od tego czasu na wykresie pojawia się konsolidacja o coraz bardziej zmniejszającej się zmienności. Z reguły, jeżeli coś takiego widzimy na wykresie, jest to sygnałem, że lada moment przyjdzie nam obserwować ponowny wzrost zmienności. Czyli że sytuacja, którą obserwujemy od kwietnia na wykresie złota jest w zasadzie najlepszym, co się może na rynku przydarzyć. Bo nie widzieliśmy żadnej głębokiej realizacji zysków, to cofnięcie ceny złota sięgało maksymalnie 10 proc. od szczytu. To aktualne wypłaszczenie notowań powoduje, że zainteresowanie złotem spada, pokrycie tematu złota w mediach również spada, sentyment się wychładza, złoto zaczęło się robić w ostatnich tygodniach tematem nudnym, na którym nic się nie dzieje. I historycznie to właśnie są momenty, w których należałoby się złotem zainteresować. Historycznie zakupy właśnie w takich sytuacjach, kiedy wieje nudą, były najbardziej opłacalne w przeszłości.
Jak Pana zdaniem złoto zareaguje na taki ważny i oczekiwany ruch, jak zapowiedzi cięcia stóp w USA?
To jest jakby głębsza historia, bo od wielu już miesięcy iskrzy między Jerome Powellem i Donaldem Trumpem. Trump życzyłby sobie od szefa Rezerwy Federalnej, aby obniżył stopy już dużo wcześniej i dużo bardziej. Natomiast Jerome Powell, widząc chociażby zamieszanie związane z chaotyczną polityką celną, nie może tego zrobić dlatego, że cały czas wisi nad amerykańską gospodarką ryzyko ponownego wzrostu inflacji. Fed ma podwójny mandat, z jednej strony musi dbać, by inflacja była pod kontrolą, czyli w 2-proc. celu, ale z drugiej strony musi dbać o tzw. pełne zatrudnienie, w Stanach Zjednoczonych oznacza to stopę bezrobocia w okolicach 4 proc., czyli jak dziś. W normalnych warunkach nie ma problemu, aby te dwa cele polityki monetarnej pogodzić, natomiast ostatnie dane pokazują, że jednocześnie pogarsza się rynek pracy i rośnie inflacja. Ostatni raport za lipiec przyniósł słabe dane, co gorsza pojawiła się rewizja prawie 260 tysięcy miejsc pracy za maj i czerwiec. Była to jedna z największych rewizji w ostatnim czasie, a za publikację tych danych stanowisko straciła szefowa BLS, czyli amerykańskiego urzędu statystycznego.
To ewidentne podważenie opowieści o sile amerykańskiej gospodarki. Na słabnące dane z rynku pracy odpowiedź mogłaby być prosta – obniżka stóp procentowych we wrześniu, może nawet nie od razu o 50 punktów, i zarysowanie ścieżki kolejnych obniżek do końca roku. Tyle że dwa tygodnie temu pojawiły się również dane o inflacji producenckiej PPI, które przebiły prognozy, inflacja była zdecydowanie od nich wyższa. Ta inflacja PPI z czasem zacznie przenikać do konsumenckiej. To stawia niestety Fed i Jerome Powella w narożniku, bo przewodniczący ma świadomość tego, że w kolejnych miesiącach presja inflacyjna ponownie się wybudzi. W tym momencie inwestorzy zapowiadane obniżki stóp mogą odczytać jako bardzo duże ryzyko ponownego rozpędzenia inflacji w kolejnych miesiącach. I tu właśnie wchodzi złoto, ponieważ jednym z najlepszych aktywów w środowisku rosnącej inflacji, są surowce i metale szlachetne. Do czasu tej ewentualnej obniżki 17 września dostaniemy jeszcze jedną porcję danych o inflacji i raport z rynku pracy za sierpień. I jeżeli również kolejne dane potwierdziłyby dokładnie te rozbieżności, o których mówiłem, czyli słabnący rynek pracy w połączeniu z rosnącą inflacją – i w takich warunkach Jerome Powell obniży stopy procentowe we wrześniu, to podejrzewam, że może dać to impuls surowcom i metalom szlachetnym do rozpoczęcia kolejnej średnioterminowej fali wzrostowej, a tym samym złoto zakończy tę konsolidację.
To ostatni rok Powella na tym stanowisku. Co się może zmienić?
Donald Trump próbował wielokrotnie naciskać na Powella, aby ten zrezygnował ze stanowiska i umieścić na fotelu szefa Rezerwy Federalnej kogoś bardziej posłusznego sobie, kto wykonywałby niejako polecenia z tylnej strony. Trochę jak Erdogan w Turcji. Od maja przyszłego roku będziemy mieli nowego szefa Fed, nominowanego przez Trumpa, który będzie już dużo bardziej mu posłuszny. Stąd też można zakładać, że do już luźnej polityki fiskalnej w USA dołączy również dużo luźniejsza od obecnej polityka monetarna, czyli stopy będą prawdopodobnie dużo chętniej cięte, amerykańskiej administracji są potrzebne niższe rentowności obligacji, aby zrolować gigantyczne zadłużenie, które zapada chociażby w tym roku i w roku kolejnym. Stąd też ten impuls dla rynków może być właśnie taki, że to niszczenie siły nabywczej dolara jeszcze bardziej przyspieszy w ramach właśnie tej kombinacji luźnej polityki fiskalnej i monetarnej.