W lutym przyszłego roku największe europejskie banki, w tym PKO BP, czeka kolejna runda testów odporności na ewentualne zawirowania w gospodarce – ogłosił unijny komisarz ds. gospodarczych i walutowych Olli Rehn.
Poprzedni taki sprawdzian przeszły one latem bieżącego roku, lecz eksperci uważają, że był on zbyt pobłażliwy, przez co nie zwiększył zaufania inwestorów do banków. – Wyciągniemy lekcję z tegorocznego przedsięwzięcia – zapewnił Rehn. Już dziś wiadomo, że kredytodawcy będą się musieli wykazać nie tylko bezpiecznym poziomem kapitału, ale też odpowiednią płynnością aktywów.
[srodtytul]Dublin obnażył słabość testów[/srodtytul]
Pierwowzorem dla europejskich testów odpornościowych był podobny audyt w USA, którego wyniki ogłoszono w maju 2009 r. W ciągu pięciu miesięcy po tym przedsięwzięciu akcje amerykańskich kredytodawców podrożały o niemal 25 proc. (patrz wykres). To, że początkowo taniały, miało związek z dużą podażą nowych akcji banków, które zostały w następstwie testów zmuszone do uzupełnienia kapitału.
Tymczasem od 23 lipca, gdy opublikowano rezultaty unijnych testów wytrzymałościowych, do dziś, walory europejskich instytucji finansowych nieznacznie potaniały. Dlaczego reakcja inwestorów była inna niż w USA? Jednym z wyjaśnień mogą być odmienne okoliczności. Wiosną 2009 r. na światowych giełdach panował optymizm, tymczasem europejskie testy przypadły na okres zawirowań na rynkach finansowych w związku z kryzysem fiskalnym w strefie euro.