W pierwszych dniach października rentowność dziesięcioletnich obligacji amerykańskich oscylowała wokół 2,4 proc. Od tego czasu jest w trendzie wzrostowym, choć tempo zwyżek się zmienia. Pierwsze przyspieszenie nastąpiło po tym, gdy 3 listopada Rezerwa Federalna ogłosiła drugą rundę ilościowego luzowania polityki pieniężnej (QE2), czyli skupu obligacji za dodrukowane pieniądze. Rentowność obligacji dziesięcioletnich zbliżyła się wówczas do 3 proc. w porównaniu ze średnią z ostatniej dekady na poziomie 4,1 proc.
Kolejny skok nastąpił po tym, gdy w poniedziałek prezydent Barack Obama zawarł z republikanami porozumienie w sprawie przedłużenia o dwa lata ulg, które od niemal dekady gwarantują Amerykanom niższe podatki dochodowe oraz od zysków kapitałowych i dywidend. Wczoraj obligacje USA drożały, ale nieznacznie.
[srodtytul]Inflacja Ameryce nie grozi[/srodtytul]
Jak tłumaczyć gwałtowną przecenę amerykańskich papierów skarbowych? Z jednej strony może ona być wyrazem obaw, że program QE poskutkuje wybuchem inflacji. Do interpretacji tej skłania się m.in. znany inwestor Jim Rogers. Ma ona jednak słabe punkty.
Inflacja bazowa, nieobejmująca zmiennych cen żywności i paliwa, wyniosła w USA w październiku zaledwie 0,6 proc., najmniej w historii. „Istnieją powody, aby sądzić, że USA i niektóre kraje Europy wpadły w pułapkę deflacyjną” – napisał w nocie do klientów główny ekonomista banku HSBC Stephen King, wskazując na trwający za Atlantykiem proces delewarowania (ograniczania zadłużenia).