Dzisiaj finał wielomiesięcznego wyścigu o fotel prezydenta USA. Zetrą się w nim obecny gospodarz Białego Domu Barack Obama oraz republikański kandydat Mitt Romney. Ostatnie sondaże sugerują, że walka będzie bardzo wyrównana, ale lekką przewagę dają Obamie.
To dobra wiadomość dla inwestorów, bo historycznie rzecz biorąc koniunktura na rynku akcji była lepsza, gdy w Waszyngtonie rządził demokrata. Jednocześnie to tylko statystyka, a Wall Street najwyraźniej sądzi, że tym razem historia się nie powtórzy, skoro woli Romneya.
Indeksy za Obamą
Z wyliczeń analityków CMC Markets wynika, że od 1900 r. miesięczna stopa zwrotu z inwestycji w amerykańskie akcje wynosiła średnio 0,73 proc., gdy prezydentem był demokrata, i 0,38 proc., gdy prezydentem był republikanin. Do podobnych konkluzji doszli m.in. eksperci firmy analitycznej S&P Capital IQ (patrz wykres).
Rządy Baracka Obamy można uznać za potwierdzenie tej zależności. Od kiedy z początkiem 2009 r. wprowadził się do Białego Domu, S&P 500 zyskał ponad 60 proc. To zaś zwiększa jego szansę na zwycięstwo. Z badań Socioeconomics Institute wynika, że prezydenci, którzy rządzili w czasie hossy, na ogół uzyskiwali reelekcję.
Zwyżki indeksów giełdowych w ostatnich czterech latach wielu inwestorów uważa jednak tylko za tymczasowy efekt polityki stymulacyjnej Waszyngtonu. Pod rządami Obamy gospodarka USA radziła sobie bowiem słabo: rozwijała się w rocznym tempie 1 proc. Średnio pod rządami demokraty amerykański PKB rósł w tempie 4,2 proc., a pod rządami republikanina w tempie 2,6 proc.