Zdaniem wielu analityków właśnie dlatego, że była to nieskrywana interwencja państwa, w warunkach rynkowych absolutnie niedopuszczalna.
W rekordowym tempie do wyprzedaży akcji chińskich spółek przystąpili zagraniczni inwestorzy w Hongkongu, wykorzystując niedawne częściowe połączenie tamtejszego rynku z Szanghajem. Zagranica we wtorek sprzedała papiery za netto 10,3 mld juanów, po sprzedaży 13,7 mld juanów w poniedziałek, kiedy zaczęła się sterowana przez rząd interwencja państwowych firm finansowych.
Indeks spółek z kontynentalnych Chin notowanych w Hongkongu stracił 3,3 proc., a od ostatniego szczytu ponad 20 proc. i znalazł się w strefie bessy. Shanghai Composite spadł na zamknięciu wtorkowej sesji o 1,3 proc., a na jedną rosnącą akcję przypadało 16 spadających.
Ale nawet po tych spadkach sięgających 30 proc. średni C/Z dla giełd w Szanghaju i Shenzhen wynosi 56 i jest prawie trzy razy wyższy niż dla spółek z amerykańskiego S&P 500.
Do 12 czerwca akcje chińskich spółek drożały przez prawie rok, z czego oczywiście ich emitenci i posiadacze byli zadowoleni. Od kiedy zaczęły się spadki, aż 702 firmy z Szanghaju i Shenzhen – prawie jedna czwarta notowanych – złożyły wnioski o wstrzymanie notowań ich papierów.