Choć grecka propozycja oszczędności fiskalnych została wstępnie pozytywnie oceniona przez Komisję Europejską, Europejski Bank Centralny oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy (a w nocy z soboty na niedzielę przyjęta przez grecki parlament), to podczas sobotniego i niedzielnego posiedzenia Eurogrupy część ministrów finansów domagała się od Grecji jeszcze większych ustępstw. Do zamknięcia tego wydania „Parkietu" nie było ostatecznej decyzji w sprawie porozumienia z Atenami. Zaplanowany na niedzielny wieczór szczyt unijnych przywódców został odwołany przez przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska i zastąpiony spotkaniem w mniejszym gronie – przywódców państw strefy euro.
Przecieki mówiły, że włoski premier Matteo Renzi ostro skrytykuje na nim niemiecką kanclerz Angelę Merkel za postawę Niemiec wobec kryzysu na południu eurolandu. – Nie jest możliwe, byśmy mieli dzisiaj porozumienie w sprawie Grecji – mówił w niedzielę słowacki minister finansów Peter Każimir.
Więcej zaciskania pasa
Oficjalne stanowisko Eurogrupy wyciekło do mediów jeszcze przed rozpoczęciem szczytu przywódców państw strefy euro. Mówi ono, że Grecja musi osiągnąć do 2018 r. nadwyżkę pierwotną w budżecie (czyli nadwyżkę nieobejmującą kosztów obsługi długu) wynoszącą 3,5 proc. PKB, a to oznacza więcej cięć fiskalnych. Grecja ma też bardziej uelastycznić prawo pracy, powiększyć program prywatyzacyjny i przygotować bardziej rygorystyczną reformę systemu emerytalnego. Niektóre z zaleceń Eurogrupy zaczęto by wdrażać już w tym tygodniu. W stanowisku Eurogrupy, które wyciekło do mediów, nie było mowy ani o redukcji długu Grecji (do czego namawiają m.in. władze USA i Międzynarodowego Funduszu Walutowego), ani o wielkości możliwej pomocy dla Aten. Ryzyko Grexitu przez to nie zmalało, a Grecji wciąż grozi bankowy krach. Przed weekendem niektórzy analitycy szacowali, że greckim bankom rezerwy gotówki mogą się skończyć już w poniedziałek.
Raz Niemiec, zawsze Niemiec
Niemcy już jednak pogodziły się z możliwym Grexitem. Berlińskie Ministerstwo Finansów kierowane przez Wolfganga Schaeublego opracowało plan mówiący o wynegocjowaniu wyjścia Grecji ze strefy euro na pięć lat. Przez ten czas Ateny otrzymywałyby od UE symboliczną pomoc humanitarną. Gdyby Grecy chcieli uniknąć tego scenariusza, musieliby się zgodzić na twarde warunki podyktowane przez Berlin: przekazać aktywa warte 50 mld euro na specjalny fundusz przeznaczony na spłatę wierzycieli oraz oddać kontrolę nad administracją publiczną w ręce „technokratów" przysłanych z Brukseli. Trudno się spodziewać, by jakikolwiek grecki rząd przyjął taki dyktat, wygląda więc na to, że Niemcy chcą wymusić Grexit.
Katastrofa dla Europy
Janis Warufakis, były grecki minister finansów, jest zwolennikiem tezy, że Niemcy wyraźnie dążą do pozbycia się Grecji ze strefy euro i robią wszystko co w ich mocy, by sabotować wszelkie próby porozumienia Aten z wierzycielami. „Po wybuchu kryzysu w latach 2008–2009 Europa nie wiedziała, jak na niego odpowiedzieć. Czy powinna przygotować grunt pod wykluczenie co najmniej jednego kraju (tak, mowa o Grexicie), by wzmocnić dyscyplinę gospodarczą wewnątrz? Czy pójść w stronę federacji? Jak dotąd nie zrealizowała żadnej z tych opcji, a jej egzystencjonalny niepokój narasta. Schaeuble jest przekonany, że sprawy stoją tak, iż potrzebny jest Grexit, by w jakiś sposób oczyścić atmosferę. Nagle kwestia niespłacalnego greckiego długu (bez której ryzyko Grexitu by zniknęło) znalazła dla Schaeublego nowe zastosowanie. Co mam na myśli? Po doświadczeniach kilku miesięcy negocjacji jestem przekonany, że niemiecki minister finansów chce, by Grecja została wypchnięta ze strefy euro, by wzbudzić »bojaźń bożą« u Francuzów i zmusić ich do przyjęcia niemieckiej, karnej wersji strefy euro" – pisze Warufakis w „Guardianie".