Gabinet mierzy się nie tylko z wewnątrzpartyjną rebelią zwolenników brexitu, ale również z narastającym buntem przeciwników wyjścia kraju z UE. Gdy we wtorek wieczorem głosowano w parlamencie jedną z ważnych kwestii dotyczących negocjacji z Brukselą, stanowisko rządu przeszło jedynie dzięki głosom pięciu eurosceptycznych deputowanych opozycyjnej Partii Pracy. Część rządzącej Partii Konserwatywnej chce, by premier zaostrzyła stanowisko w negocjacjach z UE, część, by poszła jednak na miękki brexit.

W środę emocje w parlamencie również były mocno rozgrzane. Premier May była ostro atakowana z różnych stron w ostatniej debacie przed wakacjami parlamentarnymi, a Boris Johnson, były minister spraw zagranicznych (i zarazem jeden z głównych zwolenników brexitu), wygłosił oświadczenie dotyczące swojej niedawnej rezygnacji z szefowania MSZ. Spory wewnątrz obozu konserwatystów ośmielają Partię Pracy, która mogłaby liczyć na zwycięstwo w ewentualnych przyspieszonych wyborach.

– Rząd jest winny braku umiejętności wynegocjowania brexitu. Konserwatyści nie są w stanie odpowiedzieć na potrzeby kraju, bo są zbyt zajęci prowadzeniem walk między sobą – stwierdził Jeremy Corbyn, przewodniczący Partii Pracy.

Anna Soubry, konserwatywna deputowana i zarazem jedna z liderów przeciwników brexitu, wezwała do budowy rządu jedności narodowej, „gdyż Theresa May już nie rządzi, rządzą zwolennicy brexitu".

– W interesie narodowym jest to, byśmy przygotowali plany na wypadek tego, że nie uda się zawrzeć umowy z Brukselą. Premier powinna w tej sprawie wydać instrukcje, gdyż planowanie na wypadek braku porozumienia wzmacnia naszą pozycję negocjacyjną – powiedział Steve Baker, były minister ds. brexitu.