To pierwszy przypadek, gdy przedstawiciel chińskich władz publicznie mówił o stratach, które spór z USA przyniesie chińskiej gospodarce. Dziennik „South China Morning Post" podaje, że ta prognoza padła podczas spotkania Yanga z grupą tajwańskich biznesmenów. Przekonywał on ich, że nie warto przenosić produkcji z Chin do innych krajów Azji.
Chińskie władze jak na razie oficjalnie zakładają, że wzrost gospodarczy będzie w tym roku w przedziale 6–6,5 proc. Gdyby „najgorszy scenariusz" się zrealizował i wyhamowałby do 5–5,5 proc., to byłby najniższy od 1990 r. Wciąż jednak tempo byłoby stosunkowo wysokie, nawet na tle wielu innych gospodarek wschodzących.
Prognoza przedstawiona przez Yanga jest zbliżona do scenariuszy kreślonych przez ekonomistów z wielu prywatnych instytucji finansowych. Np. analitycy UBS prognozują, że w scenariuszu przewidującym zaostrzenie się wojny handlowej wzrost chińskiego PKB mógłby zwolnić o 1,2–1,5 pkt proc.
– Gdyby USA zrealizowały swoją groźbę i nałożyły 25-proc. cło na import z Chin wart 300 mld USD rocznie, który nie jest obecnie objęty takimi cłami, to ścięłoby 0,7 pkt proc. PKB z chińskiego wzrostu gospodarczego. Na to nałożyłyby się skutki pośrednie, związane z nastrojami oraz inwestycjami, więc wyhamowanie wzrostu PKB o 1 pkt proc. wydaje się być rozsądnym scenariuszem. Nie musi to jednak oznaczać, że wzrost rzeczywiście wyhamuje o 1 pkt proc., gdyż to spowolnienie zostanie częściowo zrekompensowane przez działania stymulacyjne rządu – uważa Julian Evans-Pritchard, ekonomista z firmy badawczej Capital Economics.
– Gospodarka chińska zwalniała przez ostatnie 24 miesiące i jest to związane nie tylko z wojną handlową, ale również z szerszym trendem. Jeśli niekorzystne tendencje się nasilą, chiński rząd może stymulować konsumpcję, np. obniżając podatek od kupna samochodów lub subsydiując zakupy AGD – prognozuje Larry Hu, ekonomista z Macquarie Securities.