Czy przyszłoroczne wybory prezydenckie w USA będą starciem dwóch nowojorskich miliarderów? Po stronie republikańskiej „pewniakiem" jest obecny prezydent Donald Trump, któremu w prowadzeniu kampanii jak na razie niewiele przeszkadza dochodzenie w sprawie impeachmentu w Kongresie. Po stronie demokratów o nominację może się ubiegać Michael Bloomberg, były burmistrz Nowego Jorku, który znajduje się na 9. pozycji wśród amerykańskich miliarderów. Jego nazwisko jest znane każdemu profesjonaliście z branży finansowej (a przynajmniej tym, którzy korzystają z terminali Bloomberga). Jego majątek jest oceniany na 57,1 mld USD, gdy majątek Trumpa na 3,1 mld USD. Tych dwóch nowojorskich miliarderów zna się od wielu lat. Kiedyś się lubili, ale od 2015 r. są mocno skłóceni politycznie i obrzucają się nawzajem obelgami. Ich pojedynek wyborczy z pewnością byłby pasjonującym widowiskiem. O ile oczywiście Michaelowi Bloombergowi uda się zdobyć nominację Partii Demokratycznej. A to, przy mocnym skręcie tej partii w lewo, nie jest wcale takie pewne.
Lewicowy liberał z Wall Street
– Nie sądzę, by niski, żydowski, rozwiedziony miliarder mógł wygrać wybory prezydenckie – stwierdził kilka lat temu Michael Bloomberg. Mówił o sobie. Mocno spekulowano, że stanie on jako niezależny kandydat do walki o prezydenturę w 2008 r. I w 2012 r. I w 2016 r. Nic z tego jednak nie wyszło. 7 listopada 2019 r. ogłosił on jednak, że podejmie kroki dotyczące startu w wyborach prezydenckich w 2020 r. Oficjalnie jeszcze nie ogłosił startu, ale już zarejestrował swoją kampanię przed demokratycznymi prawyborami w Alabamie. W wahaniach Bloomberga dotyczących startu w wyborach prezydenckich widać podobieństwo z rachubami Trumpa. Obecny prezydent USA wystartował „na próbę" podczas kampanii przed wyborami z 2000 r. jako kandydat Partii Reform, ale szybko się wycofał. Później rozważał startowanie w 2012 r., ale dopiero w 2015 r. uznał, że będzie miał duże szanse na zwycięstwo. Podobnie Bloomberg mógł uznać, że ma teraz duże szanse na pokonanie Trumpa.
– Słyszeliśmy w tej kampanii wiele o tym, że potrzebujemy lidera, który rozumie biznes. W pełni się z tym zgadzam. Stworzyłem biznes, nie dostając wcześniej od ojca czeku na milion dolarów – stwierdził Bloomberg w 2016 r. podczas wystąpienia na konwencji demokratów.
Urodził się on w 1942 r. w Bostonie w średniozamożnej rodzinie. Jego dziadkowie byli imigrantami z Rosji i Białorusi. Skończył John Hopkins University (zdobył dyplom na kierunku inżynieria elektryczna), a później MBA w Harvard Business School. Zaczął karierę w branży finansowej, a w 1973 r. został partnerem w Solomon Brothers. Kierował tam działem handlu akcjami, a także działem rozwoju systemów. W 1981 r. jego firma została przejęta przez Phibro Corporation, a nowi właściciele go zwolnili. Nie dostał odprawy, ale zachował akcje warte 10 mln USD. Sprzedał je, a zdobyte w ten sposób pieniądze wykorzystał do stworzenia firmy Innovative Market Systems, dostarczającej informacje rynkowe. Jej pierwszym klientem był bank Merrill Lynch, a w jego ślad poszli inni giganci z Wall Street. W 1987 r. spółka zmieniła nazwę na Bloomberg L.P. W 2017 r. miała 33 proc. udziału w globalnym rynku informacji finansowych, a na całym świecie działało ponad 325 tys. terminali Bloomberga. Na terminale te trafiają ogromne ilości depesz produkowanych przez agencję Bloomberg News. Działa też telewizja Bloomberg i należąca do tej grupy nowojorska stacja radiowa WBBR AM. Bloomberg L.P. ma swoją siedzibę w nowojorskim wieżowcu zwanym nieformalnie Bloomberg Tower (znów widać podobieństwa z Trumpem). W 2019 r. przychody grupy wyniosły 10 mld USD. Michael Bloomberg posiada 88 proc. jej akcji.
Ma on również spore doświadczenie polityczne. W 2001 r. został wybrany na burmistrza Nowego Jorku. Przejął tę funkcję kilka miesięcy po zamachach z 11 września z rąk Rudy'ego Giulianiego. Przed wyborami zmienił partyjną afiliację – przeszedł od demokratów do republikanów. Rządy w Nowym Jorku sprawował przez trzy kadencje aż do końca 2013 r. Sprawując funkcję burmistrza, pobierał 1 USD rocznego wynagrodzenia. Jego nazwisko stało się synonimem wielkomiejskiego, liberalnego republikanina, który niewiele różni się od demokraty. W 2007 r. opuścił Partię Republikańską i stał się oficjalnie „niezależny". W wyborach z 2016 r. poparł Hillary Clinton, a w 2018 r. znów się zarejestrował jako demokrata.