Andrzej Halesiak: Fundusze UE wciąż mają dla nas znaczenie

Unijne fundusze, które moglibyśmy otrzymać w najbliższych latach, byłyby w dużej mierze przeznaczone na procesy transformacyjne, których polska gospodarka bardzo potrzebuje – mówi Andrzej Halesiak, ekonomista i menadżer.

Publikacja: 27.09.2023 19:31

Andrzej Halesiak, członek Towarzystwa Ekonomistów Polskich

Andrzej Halesiak, członek Towarzystwa Ekonomistów Polskich

Foto: parkiet.tv

Czy Polsce grozi utrata dostępu do unijnych funduszy? W tym roku kończy się czas na wykorzystanie środków z puli na lata 2014–2020. Tymczasem według raportu firmy Grant Thornton uruchamianie funduszy z kolejnej puli idzie nam wyjątkowo wolno. Zresztą, jeśli rząd nie spełni wytycznych KE dotyczących praworządności, na te fundusze – podobnie jak na środki z europejskiego Funduszu Odbudowy – i tak nie możemy liczyć. A rząd tych wytycznych najwyraźniej spełnić nie zamierza.

Nie potrafię powiedzieć, na ile prawdopodobne jest to, że transfery z UE zostaną wstrzymane. Wiem jednak, jakie miałoby to konsekwencje. W moim przekonaniu utrata dostępu do unijnych funduszy byłaby bardzo zła dla Polski. Kwoty, na które możemy liczyć, w relacji do PKB nie są już tak znaczące, jak były na początku naszego członkostwa w UE, ale wciąż są znaczące. Ale ważniejsze jest to, że te fundusze, które moglibyśmy otrzymać w najbliższych latach, byłyby w dużej mierze przeznaczone na procesy transformacyjne, których polska gospodarka bardzo potrzebuje: na cyfryzację i zieloną transformację. Programy unijne popychałyby nas ku realizacji takich projektów. Nie chodzi tylko o to, że finansowałyby same inwestycje, ale też wymuszałyby reformy, które muszą iść z tymi inwestycjami w parze.

Prezes NBP Adam Glapiński regularnie powtarza, że fundusze z UE nie są nam już potrzebne. To oczywiście dobrze, gdy napływają, ale ich brak niewiele w perspektywach gospodarki zmienia. Jeśli to prawda, to rząd może utrzymywać, że utrata funduszy to jest cena, jaką warto zapłacić za większą swobodę w polityce wewnętrznej, np. za możliwość zreformowania sądownictwa.

Nie mogę się z tym zgodzić. Projekty współfinansowane przez UE podlegają bardzo dokładnej weryfikacji, czy pieniądze są sensownie wydawane. Dlatego przełożenie tych inwestycji na gospodarkę, na potencjał rozwojowy, jest wysokie. Skala napływu tych funduszy jest więc drugorzędna. Prawdopodobnie bylibyśmy w stanie wygospodarować takie same środki na inwestycje, choć większym kosztem. Ale gdy to rząd decyduje o tym, na co wydawać pieniądze, istnieje ryzyko, że dużą rolę odgrywałyby względy polityczne, a nie merytoryczne. Brak skrupulatnej kontroli nad wydatkami, która wiąże się z funduszami unijnymi, zmniejsza efektywność tych wydatków.

Wstrzymanie przez UE transferów do Polski z pewnością sprowokuje głosy, że nie powinniśmy też płacić składki członkowskiej. To brzmi jak prosta droga do dyskusji o polexicie. Czy taka jest stawka październikowych wyborów parlamentarnych?

Trudno dzisiaj taki scenariusz całkowicie wykluczyć. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że nasze członkostwo w UE nie podlega dyskusji. Teraz zaś wyraźnie nasila się narracja, że Unia tak naprawdę niewiele nam daje. Pojawia się znowu ryzyko przywrócenia kontroli na granicach, co takie głosy może nasilać. Widać osłabienie tendencji integracyjnych. Ta dyskusja jest niebezpieczna, bo koncentruje się często właśnie na funduszach, a pomija się w niej to, że największe korzyści z integracji europejskiej odnosimy z tytułu dostępu do unijnego, olbrzymiego rynku.

W jakiej kondycji jest polska gospodarka w przededniu wyborów? Czy rzeczywiście widać, aby dławiła ją nadmiernie restrykcyjna polityka pieniężna? Takie było bowiem uzasadnienie wrześniowej obniżki stóp procentowych przez RPP.

Ocenę stanu gospodarki utrudnia to, że mamy problem z porównywalnością danych. Ostatnie trzy lata to okres jednorazowych wydarzeń, takich jak pandemia, szok dostosowawczy po jej zakończeniu oraz wybuch wojny w Ukrainie. W I połowie 2022 r. mieliśmy ogromny napływ uchodźców oraz dalszą nadbudowę zapasów w firmach, związaną z podwyższoną niepewnością. Poziom aktywności w gospodarce w tym roku odnosimy do tej zawyżonej bazy. Na pewno mamy do czynienia z osłabieniem siły nabywczej dochodów gospodarstw domowych, wynikającym z wysokiej inflacji. Ten efekt powoli jednak zanika. Płace zaczynają już rosnąć w tempie przekraczającym inflację, a do tego w 2024 r. do gospodarstw domowych zaczną płynąć zwiększone transfery społeczne. Konsumpcja będzie się odbudowywała. Nieco inaczej rysują się perspektywy inwestycji, które w tym roku rosną zaskakująco szybko.

Inwestycje rosną pomimo słabości popytu zarówno konsumpcyjnego, jak i zewnętrznego. Jak wyjaśnić ten paradoks?

Silny popyt inwestycyjny częściowo wynika z cyklu wyborczego. Inwestycje publiczne zawsze są mocne w przededniu wyborów samorządowych. Większym zaskoczeniem jest to, co dzieje się w sektorze przedsiębiorstw. Moja hipoteza jest taka, że to jest opóźniony efekt dostosowań postpandemicznych. Widzimy na przykład intensywną wymianę środków transportu w firmach, bo do niedawna były one trudno dostępne. Dominują inwestycje odtworzeniowe, słabsze są inwestycje w nowe moce, choć i takie się pojawiają. To z kolei można wiązać ze strukturalnymi zmianami w polskiej gospodarce. Nakładają się na siebie cztery szoki, do których firmy muszą się dostosować: energetyczny, geostrategiczny, technologiczny i demograficzny.

Gospodarka krajowa
Niepokojąca stagnacja w inwestycjach
Gospodarka krajowa
Ekonomiści obniżają prognozy PKB
Gospodarka krajowa
Sprzedaż detaliczna niższa od prognoz. GUS podał nowe dane
Gospodarka krajowa
Słaba koniunktura w przemyśle i budownictwie nie zatrzymała płac
Gospodarka krajowa
Długa lista korzyści z członkostwa w UE. Pieniądze to nie wszystko
Gospodarka krajowa
Firmy najbardziej boją się kosztów