FOR krytycznie oceniało tarczę antykryzysową, czyli pierwszy pakiet ustaw, który miał pomóc firmom i ich pracownikom przejść suchą nogą przez kryzys wywołany epidemią Covid-19. Tuż przed świętami rząd przedstawił tarczę finansową, którą organizacje pracodawców chwalą. Panu też się podoba?
Częściowo. Każdy program pomocowy można oceniać na kilku płaszczyznach. Jeśli chodzi o sposób uchwalania, tzn. tempo prac i zakres konsultacji, to ani tarcza antykryzysowa, ani finansowa nie wypadają dobrze. Jeśli chodzi o to, do kogo pomoc jest adresowana, to tarcza antykryzysowa była zbyt skomplikowana. Przykładowo, zatrudniająca ośmiu pracowników firma informatyczna, która nie odczuwała kryzysu, była z automatu zwalniana z płacenia składek do ZUS, a dziesięcioosobowa firma, która musiała zawiesić działalność w związku z rozporządzeniem, musiała się o to ubiegać. W tarczy finansowej jest jedno kryterium: spadek przychodów. To jest oczywiście lepsze rozwiązanie, ale wciąż ułomne. Kryterium odnosi się do jednego miesiąca, co sprawi, że niektóre firmy będą miały dylemat, czy wystawić fakturę i liczyć na to, że kontrahent zapłaci, czy może nie wystawić w ogóle i sięgnąć po pomoc państwową. Tak sformułowane kryterium stwarza też przestrzeń do nadużyć, bo blisko współpracujące firmy mogą przesuwać płatności. Wskutek tego pomoc nie będzie trafiała do tych firm, które najbardziej tego potrzebują. My proponowaliśmy, żeby kryterium spadku przychodów dotyczyło całego roku i było rozliczane ex post. To działałoby tak, że pomoc jest dostępna dla wszystkich, a gdy byłyby już znane dane finansowe za cały rok, rząd wiedziałby, dla których firm pomoc powinna być częściowo lub całkowicie bezzwrotna.
Opracowanie tarczy finansowej zajęło rządowi prawie miesiąc. Czy w tym czasie pojawiły się jakieś negatywne konsekwencje epidemii, którym można było zapobiec, gdyby rząd zadziałał sprawniej?
Dane spływają ze sporym opóźnieniem, zarówno oficjalne, jak i ankietowe. Ale moim zdaniem poniesiemy duży, choć niemierzalny, koszt niepewności. Przedsiębiorcy będą mieli poczucie, że w sytuacji kryzysowej działania rządu są opieszałe i nie najlepiej skonstruowane. To zwiększy nieufność do państwa. Tymczasem już załamanie inwestycji prywatnych w ostatnich pięciu latach można interpretować jako przejaw takiej nieufności. Obecna sytuacja tylko ten problem pogłębi.