Z jednej strony większość minionego tygodnia na warszawskiej giełdzie stała pod znakiem wspinaczki na coraz wyższe poziomy. Z drugiej, trudno mówić o trwałym powrocie lepszych nastrojów, skoro tempo wzrostu było nieadekwatne do gwałtowności niedawnej fali spadkowej, a próbom odrabiania strat towarzyszyły stosunkowo niewielkie obroty akcjami, świadczące o tym, że przyczyną zwyżki było (chwilowe?) wyczerpanie się podaży, a nie wzmożony popyt. Takie źródło lepszych nastrojów może bardzo szybko wyschnąć.
Pewnych wskazówek na temat dalszych losów rynku akcji warto jak zawsze poszukać w przeszłości, a konkretnie w tych przypadkach z ostatnich lat, w których WIG miał za sobą – podobnie jak teraz – potężną falę spadkową i próbował odrabiać dotkliwe dla posiadaczy akcji straty.
Scenariusz optymistyczny...
Dla optymistów nadzieją pozostaje porównanie z sytuacją z połowy 2006 roku. Wówczas WIG najpierw w ciągu nieco ponad miesiąca runął o ponad 20 proc., po czym w porównywalnym tempie bez zmrużenia oka odrobił całe straty, co było oczywiście całkowitym zaskoczeniem dla większości uczestników rynku. Był to jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy naprawdę opłacało się „łapać spadający nóż".
Jak widać na jednym z wykresów, szanse na powtórkę takiego scenariusza nie zostały jeszcze zaprzepaszczone. WIG jest mniej więcej w tym samym punkcie, co w trakcie początkowej fazy odreagowania w 2006 roku. Szanse na optymistyczny rozwój wydarzeń znacznie zwiększyłoby sforsowanie przez WIG krótkoterminowego oporu na wysokości lokalnego szczytu z 17 sierpnia (patrz ramka).
Niestety obstawianie powtórki z 2006 roku jako najbardziej prawdopodobnego scenariusza jest raczej mało uzasadnione z uwagi na zupełnie odmienne okoliczności i warunki makroekonomiczne. O ile w połowie 2006 roku można było najwyżej obawiać się odwrotu od szczytów cyklu koniunkturalnego w gospodarce (na przykład w maju roczna dynamika produkcji przekroczyła 19 proc.), o tyle teraz już od dawna wiadomo, że ten odwrót jest faktem, i zadawać można sobie pytanie jedynie o to, jak głęboka będzie faza spadkowa cyklu (w lipcu roczna dynamika produkcji wyniosła już tylko 1,8 proc., podczas gdy u szczytu w czerwcu 2010 r. wynosiła 14,3 proc.).