„Lepiej, żeby tym razem było inaczej” – tak strateg Bank of America M. Hartnett skomentował fakt, że wskaźnik ceny do wartości księgowej (P/BV), liczony dla S&P 500, wspiął się powyżej szczytu z czasów tzw. bańki internetowej (5,1 w 2000 roku), której pęknięcie miało potem dramatyczne konsekwencje. Oczywiście P/BV nie jest ani jedynym, ani też najbardziej popularnym kryterium – konkurencyjny wskaźnik ceny do prognozowanych zysków spółek od szczytów wspomnianej bańki dzieli jeszcze kilkanaście proc. (obecnie ok. 22). Tak czy inaczej, trudno byłoby dyskutować z tezą, że amerykańskie blue chips jako całość są relatywnie drogie na tle historii.
Jednocześnie na Wall Street zaczynają zapalać się dodatkowe lampki ostrzegawcze, takie jak największy od 2007 roku dwumiesięczny przyrost długu na rachunkach maklerskich, który notabene po raz pierwszy w historii przekroczył w czerwcu pułap biliona dolarów.
Nie wszystkie wszakże wskaźniki wyglądają równie alarmująco – daleko tu ciągle do jednoznaczności. Przykładowo wskaźnik pozycjonowania Goldmana Sachsa, mimo wyraźnego odbicia od kwietniowego dna, jest ciągle pod kreską. Relatywnie wyżej jest konkurencyjny wskaźnik Deutsche Banku, ale wartość niespełna 0,5 odchylenia standardowego powyżej średniej nie jest jeszcze dramatycznie wysoka.
Reasumując, na Wall Street zapalają się kolejne lampki ostrzegawcze, ale to jeszcze nie jest chyba jednoznaczny obraz niebezpiecznej euforii.