Dziś w portfelu poznańskiej spółki znajdują się dwie farmy o łącznej mocy 56 MW. Ale w budowie jest kolejne 15 MW w Baczynie. – Oprócz tego prowadzimy zaawansowane rozmowy dotyczące kupna kolejnych elektrowni wiatrowych. Pokazują one, że nadal jest wiele opcji akwizycyjnych na rynku wtórnym – mówi nam Krzysztof Zamasz, prezes Enei.
Jak tłumaczy, chętni do sprzedaży są ci inwestorzy, którzy z jednej strony nie są zakontraktowani długoterminowo na odbiór energii i zielonych certyfikatów (stanowiących pomoc dla producentów zielonej energii w ramach obecnego systemu, obowiązującego do końca br.), a z drugiej nie mają pewności co do wygranej w aukcji.
– Konkurencja w technologii dużej energetyki wiatrowej już w czasie pierwszego przetargu będzie bardzo duża. A to spowoduje spadek cen w ofertach – ocenia Zamasz. Wskazuje też na ryzyka, które może generować nowy system. Bo brak w nim mechanizmów gwarantujących realizację projektów.
Enea – jak ujawnił ISB News wiceprezes spółki Paweł Orlof – analizuje dziś pod kątem kupna farmy o mocy 197 MW.
Spółka nie zamierza też ograniczać inwestycji w segmencie dystrybucji, który przynosi dobre marże. Jak wynika z zatwierdzonego przez URE planu, Enea do 2019 r. wyda na sieć 5,3 mld zł, czyli średnio 900 mln zł rocznie. Prezes sygnalizuje, że cały czas jest tu pole do optymalizacji, m.in. ograniczania kosztów przez zmniejszanie strat sieciowych. – Po 2020 r. zamierzamy realizować projekty o podobnej wartości jak obecnie, uwzględniając poziom zwrotu nakładów w taryfie z usługi dystrybucyjnej – deklaruje Zamasz.