To ustawa wdrażająca unijną dyrektywę MiFID II. Rząd ocenia, że firmy inwestycyjne, czyli domy maklerskie i banki, przez dziesięć lat poniosą prawie 90 mln zł kosztów związanych z jej implementacją. Korzyści z wdrożenia MiFID II, np. wzrostu zaufania inwestorów do instytucji finansowych, nie sposób wycenić.
Projekt ustawy uwzględnia wszystkie podstawowe postanowienia unijnych przepisów. Stanowi, że firmy inwestycyjne świadczące usługę zarządzania portfelem lub doradztwa inwestycyjnego w sposób niezależny mogą pobierać wynagrodzenie wyłącznie od swoich klientów. W pozostałym zakresie podmioty te mogą pobierać prowizje od stron trzecich, pod warunkiem, że jest to uzasadnione podniesieniem jakości świadczonych usług (art. 83d projektu). Muszą przy tym poinformować klientów o wartości pobranych opłat.
Projekt sankcjonuje więc obowiązujący model sprzedaży funduszy inwestycyjnych polegający na tym, że sprzedawca pobiera od TFI wynagrodzenie ukryte w opłacie za zarządzanie. Pojawia się jednak warunek – klienci muszą coś z tego mieć.
W projekcie nie ma mowy o ograniczeniu wartości opłat za zarządzanie funduszami, a także prowizji płaconych przez TFI firmom inwestycyjnym. Wprowadzenie takiego rozwiązania – ograniczenia opłat za zarządzanie do 2 proc. wartości aktywów funduszu i prowizji do 0,5 proc. – rozważał Departament Funduszy Inwestycyjnych Komisji Nadzoru Finansowego.
TFI są jednak dalekie od otrąbienia sukcesu. Dlaczego? – Projekt nie zawiera żadnych zmian do ustawy o funduszach inwestycyjnych i zarządzaniu alternatywnymi funduszami inwestycyjnymi – zwraca uwagę Ewa Mazurkiewicz, radca prawny, of counsel w kancelarii SPCG, która przygotowuje opinię do projektu zarówno dla IZFiA, jak i Izby Domów Maklerskich. – To o tyle dziwne, że zmianom powinny ulec zasady świadczenia przez TFI usług inwestycyjnych (zarządzanie indywidualnymi portfelami, doradztwo inwestycyjne) – te zmiany powinny dotknąć nie tylko domów maklerskich czy banków – mówi „Parkietowi".