Zgodnie z informacjami ujawnionymi przez „Parkiet" w lutym Ministerstwo Energii chce zakontraktować dużą ilość prądu z nowych ekoelektrowni, głównie farm wiatrowych i słonecznych. Co prawda te technologie rywalizują o rządowe kontrakty w ramach tych samych aukcji, ale ze względu na ekonomikę przedsięwzięcia w koszyku dla źródeł powyżej 1 MW większe szanse mają wiatraki. Z kolei tam, gdzie o wsparcie walczą instalacje do 1 MW, głównym wygranym będzie fotowoltaika.
Termin tegorocznej aukcji nie jest na razie znany. Ogłosi go prezes Urzędu Regulacji Energetyki, ale dopiero po nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE) oraz przepisów innych ustaw, w tym tej ustanawiającej minimalną odległość turbin od zabudowań. To czasowe wyłączenie tej zasady dla projektów posiadających pozwolenie na budowę stało się podstawą ponownej analizy zaangażowania w energetykę wiatrową przez energetyczne spółki. Warunek jest taki, by z farmy w ciągu pięciu lat popłynął prąd. – Jeśli niebawem dokument trafi do Sejmu, a prezydent podpisze go w lipcu, to na przełomie września i października powinny się odbyć aukcje. Wybudowane po jej wygraniu instalacje słoneczne czy wiatrowe w znacznej części dostarczą energię do sieci w 2020 roku, czyli będą się wliczały do realizacji polskich zobowiązań – tłumaczy Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
Zachęca do szybkiego rozwijania projektów mających już co najmniej ważną decyzją środowiskową. W innym przypadku elektrownie węglowe i resort energii będą miały argument, by znów doraźnie ruszyć ze współspalaniem.
Skorzystać na liberalizacji przepisów
Wśród spółek giełdowych najwięcej mocy mogących skorzystać na obowiązującej pięć lat liberalizacji zidentyfikowała Polenergia. Firma kontrolowana przez Kulczyk Investmensts może zrealizować 185 MW mocy wiatrowych, jeżeli wygrają aukcję. Z kolei do budowania farm słonecznych wytypowano miejsca, gdzie kiedyś miały stanąć turbiny. Jednak te projekty są mniej zaawansowane, więc na liberalizację się nie załapią. Polenergia wskazała na możliwość realizacji 26 MW takich mocy.
PGE i Energa też powalczą o rządowe dopłaty do produkcji. Lider rynku wytwarzania zapowiedział udział dwóch farm: na 80–90 MW oraz 60 MW. Jeśli faktycznie zostałyby zrealizowane, to w portfelu wiatrowym PGE znalazłoby się łącznie blisko 683–693 MW, czyli o 140–150 MW więcej niż teraz. Z kolei gdański koncern posiada tylko jeden projekt o mocy 30 MW gotowy do startu. Jak szacuje Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW), podobnych projektów na całym rynku jest 1–2 tys. MW. – Duża ich część może wypaść z gry, głównie tam, gdzie miały być użyte turbiny starszego typu lub ważność ich pozwoleń upłynęła z różnych względów – twierdzi jednak Janusz Gajowiecki, prezes PSEW. Z kolei Maciej Stryjecki z Fundacji na rzecz Energetyki Zrównoważonej (FNEZ) widzi miejsce dla kolejnych 1–1,5 tys. MW, które powstaną w perspektywie kilku następnych lat. W sumie na lądzie miałoby więc powstać ok. 7–7,5 tys. MW w następnych latach. Potem energetyka wiatrowa poszłaby na Bałtyk.