– Z wartości akcji i obligacji znajdujących się w portfelach funduszy wyparowały miliardy złotych – grzmi Buczek.
5,8 mld zł – na tyle maksymalnie było wyceniane PBG. Teraz wartość firmy spadła poniżej 100 mln zł
Podczas gdy często bankructwa spółek są poprzedzone długotrwałym pogarszaniem się wyników i kondycji finansowej, w przypadku PBG wszystko zadziało się w błyskawicznym tempie. Jeszcze w marcu tego roku spółka była blue chipem i wchodziła w skład prestiżowego WIG20. Analitycy zachodzą w głowę, jak może upaść spółka, która raportowała ogromne zyski przez ostatnie 5–6 lat z rzędu. – Oznacza to, że wyniki PBG okazały się, kolokwialnie mówiąc, niewiele warte – komentuje Arkadiusz Chojnacki z Ipopema Securities. Według Buczka sprawa wymaga szczegółowego wyjaśnienia. – Bezprecedensowa jest nie tylko skala tego upadku. Bezprecedensowy jest przede wszystkim styl, w jakim dokonano zniszczenia – mówi.
Kto może być winny takiej sytuacji? Komisja Nadzoru Finansowego przyznaje jedynie, że analizuje raporty spółek pod kątem informowania o sytuacji finansowej. Audytorska firma Grant Thornton, która badała raport roczny PBG za 2011 r., nie udziela informacji i odsyła do zarządu budowlanej spółki.
– Wydaje się, że nastąpiło spiętrzenie wielu niekorzystnych zdarzeń, które trudno było przewidzieć z większym wyprzedzeniem. Jak rozumiem, spółka spodziewała się płatności za realizowane zlecenia, do których z jakichś powodów nie doszło lub zostały opóźnione. Ryzyko jest jednak wpisane w prowadzenie biznesu – mówi Mirosław Kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych.