Nawet o 7 proc., do 6,44 zł, drożały w poniedziałek papiery spółki specjalizującej się w budowie i remontach linii kolejowych. To ciąg dalszy dobrej passy – od listopadowego dołka kurs odbił o 113 proc. Inwestorzy zupełnie inaczej patrzą na giełdowych konkurentów – ZUE i Trakcję.
Inwestorom spodobały się wyniki Torpolu za 2018 r. Co prawda firma podała wcześniej wstępne szacunki (ponad 19 mln zł zysku netto), ale istotne jest to, że potwierdził je rewident. Trakcja oczekuje w 2018 r. 75 mln zł na minusie, a ZUE 63 mln zł – z powodu strat na starych kontraktach.
Puchnący portfel
Torpolowi bardziej niż sytuacja w kraju zaszkodziła spółka w Norwegii – grupa ponosiła koszty utrzymania potencjału, tymczasem Norwegowie nie spieszą się z uruchamianiem gigantycznych inwestycji – i nie muszą, bo nie zależą od unijnych funduszy. Działalność w Skandynawii została już przez Torpol okrojona do minimum.
Prezes Grzegorz Grabowski podkreślił, że po tym, jak w 2018 r. grupa wypracowała rekordowe przychody – 1,53 mld zł – ten rok powinien być podobny.
Wartość portfela zamówień Torpolu to 1,67 mld zł, a uwzględniając najkorzystniejsze oferty – 2,58 mld zł. Do tego szacunkowa wartość dużych ofert w przetargach w toku wynosi 3 mld zł. Prezes Grabowski podkreślił, że sytuacja się poprawiła – chociaż presja rosnących kosztów nie zniknęła, to marże w przypadku nowych kontraktów są bezpieczniejsze. Kluczowe jest szybkie rozstrzyganie postępowań, by później nie nastąpiła kumulacja robót.