W mBanku w kwietniu sprzedaż jednostek funduszy była stabilna, odnotowano nawet więcej niż normalnie nabyć w funduszach akcji. – Zainteresowanie klientów funduszami widoczne jest też w liczbie nowych rachunków, pozwalających na zakup i sprzedaż jednostek. W kwietniu otworzyliśmy cztery razy więcej takich kont niż rok temu. Jeszcze lepsza sytuacja ma miejsce w usługach maklerskich, gdzie bijemy historyczne rekordy w otwarciu rachunków maklerskich, jak i obrotach. W szczególności w obszarze inwestycji na rynkach zagranicznych – mówi Marek Piotrowski, dyrektor departamentu inwestycji w mBanku. Dodaje, że duże spadki na rynkach finansowych pobudziły klientów do działania, a marcowe umorzenia dotyczyły głównie funduszy dłużnych, gdzie skala zmian była wyjątkowa. – Sytuacja ta szczególnie dotyczy funduszy wycenianych liniowo. Klienci przez lata byli przyzwyczajani do braku zmienności, zwyżek wycen równomiernych i systematycznych „pod linijkę". Taki sposób wycen jednostek utwierdzał ich w przekonaniu, że to rozwiązania bez ryzyka, porównywalne z lokatami. Gdy nagle pojawiła się duża zmienność, klienci podjęli radykalne decyzje – dodaje Piotrowski.
Co dalej? Czy w obliczu wręcz zerowych nominalnie stóp depozytów w bankach (a realnie ujemnych, rzędu 4 proc. w skali roku) klienci poczują większy apetyt na ryzyko i w większym stopniu przeniosą pieniądze do TFI albo na indywidualne rachunki maklerskie? Czy jednak górę weźmie niepewność – w obliczu obaw o spadek dochodów czy utratę pracy klienci będą woleli bezpieczne rozwiązania, takie jak depozyty? – Chciwość będzie podnosić głowę wraz z ustępującym strachem i niepewnością związanymi z przebiegiem pandemii – mówi Madej z PKO BP. Dodaje, że w tej kwestii warto przyjrzeć się dwóm ważnym czynnikom. Banki są nadpłynne, zalewa je fala depozytów i tną ich oprocentowanie, walcząc o poprawę marży odsetkowej, a poza tym kierują się w stronę innych źródeł przychodów, głównie prowizyjnych. – Klienci utrzymują przeważnie oszczędności w formie depozytów, coraz częściej na nieoprocentowanych rachunkach bieżących. Z czasem, w obliczu „dezintegracji" ofert depozytów terminowych, zaczną szukać alternatyw – uważa Madej. Dlatego jego zdaniem należy oczekiwać, że nastąpi długo wyczekiwana strukturalna zmiana zachowań. – Klienci będą poszukiwać rozwiązań skutecznie chroniących kapitał przed inflacją, co w praktyce będzie oznaczało oswajanie się z ryzykiem i udziałem akcji, a także rewizją horyzontu inwestycyjnego. Banki natomiast będą musiały dokonać istotnej redefinicji modeli dystrybucji i samych „półek produktowych" – podkreśla ekspert PKO BP, wskazując, że należy oczekiwać gwałtownego „repricingu" produktów, polegającego na istotnym obniżaniu opłat za zarządzanie (szczególnie dla funduszy dłużnych), podnoszeniu opłat dystrybucyjnych (wzorem rynków rozwiniętych) i powrotu do łask produktów wiązanych (jeśli atrakcyjny depozyt, to tylko z funduszami). – Myślę, że usługi maklerskie również czeka renesans, nowe otwarcie będzie wymuszało lepszą integrację z bankami w celu pozyskania istotnej grupy nowych klientów. Zakładam pojawienie się na rynku rozbudowanych, zintegrowanych platform inwestycyjnych, oferujących kompleksowy dostęp do usług i rozwiązań produktowych – dodaje.
Brak alternatyw przypomni o giełdzie?
Zwykle apetyt na ryzyko i napływy na rynek akcji rosną, gdy klienci widzą wysokie stopy zwrotu za ostatnie miesiące. Teraz są głęboko ujemne. – W dobie ultraniskich stóp procentowych i depozytów w bankach należy liczyć się z przynajmniej częściowym powrotem klientów do rozwiązań oferowanych przez TFI: pieniężnych, obligacyjnych, i nawet akcyjnych. Zainteresowanie pierwszą z kategorii powinno wynikać głównie z poszukiwania dodatnich stóp zwrotu w kontekście braku realnych alternatyw ze strony bankowej. W przypadku drugiej o zainteresowaniu zdecyduje duża zmienność panująca na rynkach akcji pozwalająca wypracować wysokie czy też bardzo wysokie stopy zwrotu, ale obarczone oczywiście zdecydowanie większym ryzykiem – zaznacza Skorulski.
– Warto sięgnąć pamięcią do bessy z 2008 r. Wtedy, podobnie jak teraz, obroty na GPW wzrosły, gdy rozpoczęły się spadki indeksów. W 2008 r. zdarzały się miesiące, które dla WIG-u przynosiły dodatnie stopy zwrotu, co niekoniecznie oznaczało finał trwającej ponad rok bessy. Lutowo-marcowa przecena sprawiła, że akcje większości spółek osiągnęły poziomy nienotowane od lat. To, w połączeniu z pozytywnymi informacjami z kwietnia o ograniczaniu restrykcji w związku z wyhamowaniem pandemii, zachęciło część inwestorów do zakupów. Powinni jednak mieć na uwadze, że akcje, które są obecnie tanie, mogą być jeszcze tańsze. O tym, w którą stronę będą podążać rynki, zadecydują fundamenty gospodarcze – podkreśla Kozłowski, zwracając uwagę na ryzyko powrotu pandemii jesienią. Dodaje, że inwestorzy poszukują produktów z gwarancją kapitału, ale o relatywnie dużym potencjale wzrostowym.
– W kolejnych kwartałach, a nawet latach, oprocentowanie depozytów bankowych będzie na symbolicznym poziomie. W takiej sytuacji dobrą alternatywą jest rynek kapitałowy. Choć zmienny i obarczony ryzykiem, w wieloletniej perspektywie wygrywa z innymi formami oszczędzania. Klienci z nadwyżkami, których w niewielkim stopniu dotknie pogorszenie gospodarcze, powinni być bardziej skłonni do inwestycji na rynkach finansowych. Po prostu nie będzie alternatyw – uważa Piotrowski, przypominając, że już teraz w mBanku widać zdecydowany zwrot w kierunku inwestycji kapitałowych, szczególnie związanych z rynkami zagranicznymi (USA).