Jak po każdej dużej imprezie sportowej zabieramy się do rozliczania – dlaczego tak słabo wypadliśmy i kto jest temu winien. A może po prostu stawiamy naszym sportowcom poprzeczkę zbyt wysoko, wymagając od nich medali olimpijskich? Jeśli przeanalizujemy klasyfikację medalową, to widać z niej wyraźnie, że przed nami są jedynie kraje dużo bogatsze, które stać na finansowanie sportu i kraje dużo biedniejsze, w których sport jest często jedyną szansą na dostatnie życie (nieliczne wyjątki można wytłumaczyć pewną dozą losowości przy zdobywaniu medali). Innym wyjaśnieniem może być wada metodologiczna – może klasyfikacja medalowa jest niewłaściwą metodą oceny występów naszych sportowców? Może należałoby wypracować inne wskaźniki, według których moglibyśmy lepiej oceniać sukcesy sportowców i wyczynowców w innych branżach?
Krzywdząca klasyfikacja
W mojej opinii klasyfikacja, która bierze pod uwagę wyłącznie najlepsze trzy rezultaty osiągnięte jednego dnia raz na 4?lata jest z natury rzeczy krzywdząca. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy o medalu decydują centymetry, ułamki sekund czy dekagramy. Jeśli pierwszych czterech zawodników miało bardzo zbliżone rezultaty, a pozostałych dwudziestu wyraźnie odstaje, to zdobywca 4 miejsca staje się większym przegranym, niż np. zdobywca 15 miejsca. Bo to na nim koncentruje się uwaga mediów i żal kibiców (w zdecydowanej większości osób, które nigdy sportu nie uprawiały), że przecież wystarczyło „tylko" nieznacznie poprawić rezultat.
Jeśli chcielibyśmy w sensowny sposób mierzyć wyniki sportowców, to należałoby porównywać osiągnięte rezultaty w wartościach bezwzględnych
Jeśli chcielibyśmy w sensowny sposób mierzyć wyniki sportowców, to należałoby porównywać nie tyle miejsce, które zajęli (bo to przecież w dużej mierze zależy od dyspozycji innych), ale osiągnięte rezultaty w wartościach bezwzględnych – czas, odległość, ciężar, liczba punktów etc. I należałoby to porównywać nie tylko w odniesieniu do jednej imprezy organizowanej co 4 lata, ale w perspektywie czasowej całej kariery danego sportowca. Tylko w niektórych dyscyplinach sportu prowadzone są rankingi pozwalające na dokonanie takiej oceny, a w wielu innych pozostajemy na łasce mediów przedstawiających wyrywkowe informacje o sukcesach i porażkach poszczególnych sportowców.
Sportowiec jak menedżer
Ale lud chce igrzysk nie po to, aby wykonywać jakieś ćwiczenia intelektualne, tylko po to, żeby czcić „herosów" i „gladiatorów". I dlatego wynik bezpośredniej rywalizacji jest najważniejszy. To dążenie publiki do podziwiania formy sportowca w jednym danym momencie jego kariery ma dużo wspólnego z porównywaniem „osiągów" menedżerów – również w bardzo krótkim okresie. Uczestnicy rynku często ulegają pokusie porównywania wyników, nie zaś ich analizy w ujęciu bezwzględnym. Czyli ważne jest nie to, czy spółka zarządzana jest dobrze, ale czy zarządzana jest najlepiej, czy mieści się na podium. A żaden menedżer nie wie przecież ex ante jakie będą wyniki konkurentów. Ostrożnościowo zakłada, że będą bardzo dobre, więc sam musi dążyć do osiągnięcia wyników lepszych, niż te wyimaginowane.