Banki, mające jako pojedyncza branża największy udział w indeksach na GPW, notują w tym roku spadki. Od styczniowego szczytu sięgają one już 15 proc., podobnie jak cały rynek. Znane powiedzenie mówiące, że bez banków nie ma hossy, potwierdza się kolejny raz.
Polskie banki, mimo że wyraźnie tańsze niż w poprzednich latach, wciąż wyceniane są z premią wobec swoich zagranicznych odpowiedników. Ich wyniki są niezłe, ale nie aż tak dobre, by stanowić impuls do wzrostu notowań. – Kluczowy dla wzrostu polskich banków jest powrót inwestorów zagranicznych, dominujących w obrotach akcjami dużych spó- łek, jakimi są banki – podkreśla Michał Rabiej, członek zarządu Baltic Capital TFI.
Marcin Materna, szef działu analiz Millennium DM, dodaje, że rynki rozwijające się mają za sobą trudny okres i obawia się, iż jeszcze długo kapitał może nie popłynąć do Polski.
– Jestem sceptyczny wobec perspektyw notowań polskich banków. Przecena na rynkach rozwijających się jeszcze potrwa ze względu na wzrost stóp w USA, odpływ kapitału na ten rynek i umocnienie dolara. Polskie banki, wrażliwe na napływy kapitału zagranicznego, na tym ucierpią. Poza tym wyceny nie są u nas szczególnie atrakcyjne, w porównaniu z bankami z innych rynków rozwijających się nasze są wyraźnie droższe – mówi Kamil Stolarski, analityk Pekao IB.