Rynek pracy pozostaje w równowadze

Gościem Grzegorza Siemionczyka był Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Publikacja: 17.07.2019 16:58

Rynek pracy pozostaje w równowadze

Foto: parkiet.com

Zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw w czerwcu zwiększyło się o około 14 tys. osób, co wystarczyło tylko, aby skompensować spadek zatrudnienia w kwietniu i maju. Krótko mówiąc, w minionym miesiącu przedsiębiorstwa miały tyle samo pracowników, co w marcu. Po raz ostatni z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w 2013 r. To efekt wyczerpywania się zasobów pracy czy jednak słabnąć zaczął też popyt na pracę?

Ewidentnie zaczynamy zderzać się z barierą demograficzną na rynku pracy. W całej gospodarce sytuacja jest nawet gorsza niż w sektorze przedsiębiorstw. Według Badań Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) w I kwartale zmalała liczba osób pracujących. To oznacza, że wzrost poziomu aktywności zawodowej ludności nie wystarcza już, aby kompensować malejącą w tempie około 300 tys. rocznie liczbę osób w wieku od 20 do 64 lat. Te statystyki w niewielkim stopniu obejmują imigrantów, dzięki którym zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw w ujęciu rok do roku wciąż jeszcze rośnie – choć też głównie z powodu styczniowej rewizji próby.

Czyli na rynku pracy nie widać na razie osłabienia popytu firm na pracowników? Zatrudnienie hamują czynniki demograficzne?

Oba te czynniki działają jednocześnie. Gdybyśmy mieli tylko problem z podażą pracy to widzielibyśmy inną dynamikę wynagrodzeń. One rosłyby znacznie szybciej.

W czerwcu przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw zwiększyło się o 5,3 proc. rok do roku, najmniej od niemal dwóch lat, po ponad 7 proc. średnio od początku 2018 r. To jest początek trwałego spowolnienia wzrostu płac?

Jest za wcześnie, aby to stwierdzić. Nie wiemy, w jakim stopniu na dynamikę płac w czerwcu wpłynął wyjątkowo niekorzystny układ kalendarza. W miesiącu, który ma 30 dni, mniejsza liczba dni roboczych niż w czerwcu br. praktycznie się nie zdarza. To wpłynęło na zmienne składniki wynagrodzeń. Proszę pamiętać, że w pierwszych miesiącach dynamika wynagrodzeń była nawet nieco wyższa niż pod koniec ub.r., gdy już wydawało się, że wzrost płac zaczyna hamować.

Z ankietowych badań NBP wśród firm, tzw. szybkiego monitoringu, płyną niejednoznaczne sygnały. Widać w nich np., że odsetek firm, które planują podwyżki, jest bliski wieloletnich maksimów, ale maleje skala tych podwyżek. Jak to wpłynie na przeciętny wzrost płac?

Moim zdaniem te dane świadczą o tym, że rynek pracy w Polsce wciąż zachowuje równowagę. Gdy pogorszyła się sytuacja podażowa, to jednocześnie osłabł popyt na pracowników. Widać to np. w danych GUS dotyczących odsetka firm, dla których barierą rozwoju jest niedobór pracowników. Ten problem był najsilniejszy w III kwartale 2018 r. Od tego czasu delikatnie słabnie. Dzięki temu przy bezrobociu na poziomie 3,8 proc. (wg BAEL) nie obserwujemy żadnej spirali płacowej, efektów drugiej rundy. Wzrost płac pozostaje umiarkowany, a w I kwartale – jak wynika z szybkiego monitoringu NBP – zwiększył się odsetek firm, w których produktywność pracy rosła co najmniej tak szybko, jak wynagrodzenia. Nie spodziewam się, aby dynamika płac istotnie spadła, ale jej istotny wzrost też wydaje mi się mało prawdopodobnym scenariuszem.

Na rynek pracy wpływają też inne siły niż popyt na pracę i jej podaż. Duże firmy w tym roku muszą zacząć oferować pracownikom PPK, co oznacza dla nich wzrost kosztów pracy. Taki sam efekt będzie miało prawdopodobne zniesienie limitu składek na ubezpieczenia społeczne. Z drugiej strony rząd obniża pierwszą stawkę PIT, a młodzi w ogóle zostaną z podatku dochodowego zwolnieni. To podniesie płace netto. Czy wszystko to nie zmniejszy chęci firm do podwyższania wynagrodzeń?

Zmiany w podatkach tylko nieznacznie obniżą klin podatkowy. To może być pewien bodziec do wzrostu aktywności zawodowej osób o niskich kwalifikacjach, małym doświadczeniu, których zatrudnianie dotąd było mało opłacalne. Ale wpływ tych wszystkich zmian prawnych na dynamikę wynagrodzeń będzie zależał przede wszystkim od tego, jak się będzie kształtowała siła przetargowa pracowników. Na razie ona jest dość duża. Jeśli to się utrzyma, to pracodawcy nie będą mogli pozwolić sobie na to, aby ograniczyć wzrost funduszu płac, żeby złagodzić konsekwencje szybszego wzrostu pozapłacowych kosztów pracy. W takiej sytuacji ponownie pogorszy się rentowność przedsiębiorstw, która w I kwartale br. nieco się poprawiła po trudnym 2018 r.

Z czego wynikała ta ostatnia poprawa rentowności?

W ub.r. firmy miały ograniczone możliwości przerzucania rosnących kosztów na odbiorców, bo konkurencja wymuszała utrzymywanie cen. Teraz to się trochę odblokowało, firmy mają większą swobodę podwyższania cen towarów i usług. Ale jeśli znów nasili się presja kosztowa, to rentowność się pogorszy.

Według najnowszych prognoz Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP firmy mogą liczyć na to, że przyspieszy wzrost wydajności pracy. W takiej sytuacji nawet szybki wzrost kosztów pracy nie musi prowadzić do pogorszenia wyników. Pytanie, czy to jest prawdopodobny scenariusz?

W ostatnich latach wzrost PKB utrzymywał się na wysokim poziomie, a jednocześnie nie było widać oznak przegrzania gospodarki, np. w postaci istotnego wzrost inflacji. Skoro tak, to można oceniać, że tzw. produkt potencjalny rósł w tempie zbliżonym do rzeczywistego PKB. A skoro inwestycje rozczarowywały, a podaż pracy rosła coraz wolniej, to można przyjąć, że szybko rosła produktywność. Problem polega jednak na tym, że brakuje dobrych danych na temat imigracji. Część wzrostu PKB z tytułu poprawiającej się produktywności może być tak naprawdę efektem wzrostu liczby pracujących. Z drugiej strony NBP nie jest odosobniony w ocenie potencjału wzrostowego polskiej gospodarki. Podobnie ocenia go Komisja Europejska.

Czy pańskim zdaniem zaplanowana na przyszły rok podwyżka płacy minimalnej o niemal 9 proc., do 2450 zł, będzie dla firm problemem, czy przeciwnie, pomoże im np. przez pozytywny wpływ na podaż pracy? Pytam o to, bo FPP była jedyną organizacją reprezentującą przedsiębiorców, która opowiadała się nawet za większą podwyżką tej płacy.

Nasza propozycja była podyktowana potrzebą dostosowania płacy minimalnej do realiów rynku pracy. Już teraz nasze firmy członkowskie wskazują, że nawet najmniej wykwalifikowanym pracownikom trzeba obecnie zapłacić 2500 zł brutto. Dla firm, które działają na rynku zamówień publicznych, ważne jest, aby płaca minimalna to odzwierciedlała, bo to decyduje o budżetach zamawiających. Dla pozostałych firm ta podwyżka płacy minimalnej będzie miała neutralny wpływ. Struktura wzrostu wynagrodzeń była ostatnio taka, że najniższe płace rosły często nawet szybciej niż przeciętna.

Gospodarka krajowa
Ernest Pytlarczyk, Pekao: Podwyżkę stóp trudno byłoby uzasadnić
Gospodarka krajowa
Zarząd broni prezesa. Mówi o ataku na niezależność banku
Gospodarka krajowa
Wzrost popytu nie strąci inflacji z drogi do celu
Gospodarka krajowa
Zarząd NBP broni Adama Glapińskiego. "To próba złamania niezależności banku"
Gospodarka krajowa
Ogień i woda. Scenariusz PKO BP dla polskiej gospodarki
Gospodarka krajowa
Trybunał Stanu dla prezesa NBP. Jest wniosek grupy posłów