WIG20 szuka dna

Tylko na początku sesji wydawało się, że popyt spróbuje odegrać się za wczorajszą druzgocącą porażkę. Okazuje się jednak, że podaż znowu rozdaje karty na warszawskim parkiecie. Koronawirus nadal zbiera żniwo.

Publikacja: 25.02.2020 11:47

WIG20 szuka dna

Foto: Fotorzepa/Radek Pasterski

Wczorajsza ponad 4 – proc. przecena w segmencie największych spółek sprawiła, że WIG20 zamknął dzień na psychologicznym poziomie 2000 pkt. Wydawało się, że głównym celem na dzisiaj będzie obrona tego poziomu. W pierwszych minutach handlu jeszcze się to udawało. Popyt szybko jednak skapitulował. Poziom 2000 pkt szybko padło, a byki znowu wywiesiły białą flagę.

Po godz. 11.00 indeks największych spółek naszego parkietu tracił ponad 2 proc. Przecenie, tak samo zresztą jak wczoraj, towarzyszą wysokie obroty. Po trzech godzinach handlu przekroczyły one ponad 300 mln zł. To pokazuje, że o żartach nie ma mowy. Jak przyznają maklerzy emocje teraz rządzą na rynkach. Dotyczy to zarówno inwestorów zagranicznych, którzy odwracają się od ryzykownych aktywów, jak i klientów indywidualnych.

O stanie rynku najlepiej świadczy fakt, że w gronie największych firm próżno szukać tych, które są dzisiaj na plusie. Najwięcej, bo ponad 4 proc., traci mBank. Przecenie stara się właściwie opierać Dino.

Oczywiście najmocniej obrywa się dzisiaj największym spółkom, które są ulubieńcami zagranicy. Nerwowo jest jednak też w segmencie średnich firm. mWIG40 jest 2,2 proc. na minusie. Na tym tle zaskakująco dobrze radzi sobie sWIG80, który jest 0,4 proc. na minusie.

Oczywiście to, że Warszawa traci dzisiaj na wartości nie jest wielkim zaskoczeniem, jeśli wziąć pod uwagę ryzyka związane z koronawirusem. Zaskakiwać może jednak skala tej przeceny. WIG20 jest jednym ze słabszych indeksów na Starym Kontynencie. Gorzej prezentuje się jedynie rosyjski RTS, który jest 3,6 proc. pod kreską. Inne rynki co prawda też są na minusie, ale skala przeceny jest tutaj już ograniczona. DAX czy też CAC40 tracą około 0,5 proc.

- O ile w dniu wczorajszym rynek przestraszył się załamania gospodarczego w Europie na wzór tego z Chin, to jednak dziś obawy łagodzone są przez doniesienia o prowadzonych pracach nad szczepionką. Te jednak nie zakończą się wcześniej niż w połowie roku i potencjalne informacje o kolejnych ogniskach epidemii na świecie są największym zagrożeniem dla rynków. O ile wzrosty na rynku akcyjnym w pierwszej połowie lutego możliwe były dzięki prognozom wskazującym, że koronawirus znacząco wyhamuje wzrost gospodarczy jedynie w gospodarce Państwa Środka, to jednak ostatni rozwój wydarzeń stawia te nadzieje pod dużym znakiem zapytania. Obawa przed tym oddziałuje w kierunku przepływu kapitału od bardziej ryzykownych aktywów w kierunku bezpiecznych przystani i będzie nasilać się w przypadku pojawienia się kolejnych zachorowań w innych państwach. W sytuacji gdy epidemia nie będzie rozprzestrzeniać się na inne kraje, powinno sprzyjać to powrotowi indeksów w kierunku szczytów – wskazuje Rafał Sadoch, analityk BM mBanku.

Warszawska giełda na razie cierpi jednak w najlepsze. Sytuacja wygląda niepokojąco i wszyscy zadają sobie pytanie, gdzie faktycznie jest dno. - Tygodniowy wykres indeksu polskiej giełdy ukazuje niepokojące zjawisko. Spadki z ostatnich dni poważnie naruszyły długoterminowe wsparcie 2050 punktów. Dotychczasowe próby przełamanie tej popytowej bariery okazywały się fiaskiem. Dlatego trudno lekceważyć, to co ma aktualnie miejsce. Należy oczywiście pamiętać, że o kształcie świecy zdecyduje piątkowe zamknięcie. Do tego czasu cena teoretycznie może powrócić powyżej 2050 punktów, zostawiając długi dolny cień. Jeżeli to się nie wydarzy, to podaż może sprowadzić indeks do kolejnego wsparcia, które znajduje się blisko 1700 punktów – uważa Paweł Śliwa z BM mBanku.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty