Problemem rynków wschodzących zazwyczaj jest to, że ochoczo korzystają z zagranicznego kapitału w dobrych czasach, niekoniecznie prowadząc jednocześnie rozsądną politykę gospodarczą, co w okresie spowolnienia prowadzi do odpływu kapitału, deprecjacji waluty, a w radykalnych sytuacjach do kryzysu walutowego. Tak było w Turcji, która przez lata była ulubieńcem inwestorów. Dla rosnącego w siłę prezydenta Erdogana szybki wzrost gospodarczy był ważnym źródłem paliwa politycznego, dlatego też utrudniał on bankowi centralnemu walkę z inflacją, prowadząc ostatecznie do dużej nierównowagi gospodarczej – wewnętrznej (wysoka inflacja) oraz zewnętrznej (deficyt handlowy, zadłużenie zagraniczne). Co gorsza, w tym coraz trudniejszym stosunki dyplomatyczne z USA ulegały pogorszeniu, skutkując ostatecznie tym, co nazwane zostało „kryzysem pastora" (chodzi o aresztowanego w Turcji obywatela USA). Ostatecznie pod presję kryzysu walutowego prezydent zgodził się na uwolnienie pastora oraz pozwolił bankowi centralnemu na drastyczną podwyżkę stóp procentowych. Za cenę recesji turecka gospodarka zaczęła odzyskiwać równowagę. Od pewnego czasu jednak sprawy zaczynają znów iść w złym kierunku. Przed wyborami lokalnymi sporo było działań piętnujących zagraniczne instytucje, które Ankara oskarża o manipulację walutą. Te wybory rządząca partia przegrała w dwóch największych miastach i właśnie porażka w Stambule może być zapalnikiem nowego kryzysu. Wczoraj komisja wyborcza ogłosiła anulowanie wyników i konieczność powtórzenia głosowania, na co lira zareagowała 2% przeceną. Co więcej, po ostatnim posiedzeniu bank centralny usunął z komunikatu zdanie o gotowości do dalszego zacieśniania w miarę potrzeb, co może sugerować ponownie rosnącą presję. Prowadzone są z kolei nieskuteczne interwencje walutowe, których jedynym efektem jest systematyczny spadek tureckich rezerw. Sytuacja jest o tyle niewdzięczna, że Turcja z jednej strony już weszła w recesję, a z drugiej jeszcze nie opanowała inflacji. Tracąca waluta będzie tę ostatnią potęgować (zwłaszcza w obliczu rosnących cen ropy). Dla złotego na szczęście Turcja postrzegana jest jako przypadek odosobniony, jednak jeśli doszłoby do załamania kursu liry, nie pozostałoby to bez wpływu na rynek walut wschodzących.
Na szerokim rynku tematem numer jeden jest oczywiście wątek handlowy. Po pierwszym szoku na rynkach widać pewne nadzieje na to, że może jednak cła nie zostaną podniesione – do USA jednak wybiera się wicepremier Chin i część komentatorów sądzi, że groźby Trumpa są jedynie zagrywką negocjacyjną. Przybycie chińskiej delegacji zostało jednak opóźnione o jeden dzień i w praktyce przed podniesieniem ceł czas na rozmowy jest tylko w czwartek, wydaje się więc, że będzie trudno uniknąć zaostrzenia konfliktu. Miałoby to miejsce w bardzo niefortunnym momencie, bo o ile globalna koniunktura w kwietniu zaliczyła nowy dołek (głównie ze względu na pogarszające się dane z USA), to dane z Korei i Japonii, będące często dobrym drogowskazem dla światowego handlu, wskazały w kwietniu na pewną poprawę. Wszystko wskazuje zatem na to, że w najbliższym czasie na rynkach rządzić będzie polityka. Złoty na ten moment zachowuje się nieźle, minimalnie zyskując o poranku. O 9:10 euro kosztuje 4,2842 złotego, dolar 3,8220 złotego, frank 3,7570 złotego, zaś funt 5,0162 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB