- Stawiamy na aktywny dialog z pracownikami i stroną społeczną zakładów górniczych Spółki – komentował w oficjalnym komunikacie firmy prezes Tauron Wydobycie, Sławomir Obidziński. – Regularnie informujemy załogę o sytuacji Spółki i stojących przed nią wyzwaniach. Deklarujemy chęć wspólnego poszukiwania satysfakcjonujących rozwiązań w warunkach utrzymania normalnej pracy zakładów – dodawał.
Wyzwania są niemałe. Tauron Wydobycie na koniec ubiegłego roku miała miliard złotych straty i spekuluje się, że firma może zostać sprzedana Węglokoksowi: zresztą prezes Obidziński był wcześniej prezesem Węglokoksu.
Fatalna sytuacja spółki być może przekonuje związkowców, ale już nie górników. Ci argumentują, że są tacy, którzy za pracę „na dole" zarabiają ledwie 2500 zł netto – i część domaga się podwyżek rzędu „1000 złotych". Niezadowoleni powitali wczoraj wychodzących ze spotkania z zarządem związkowców okrzykami „Złodzieje!", po czym próbowali wedrzeć się do budynku zarządu, by osobiście rozmawiać z menedżerami.
W firmie trwa strajk de facto. Krakowska „Gazeta Wyborcza" twierdzi, że w kopalni Janina aż połowa zatrudnionych, około 1150 osób, nie pojawiła się w poniedziałek w pracy. W ZG trwały wyłącznie prace zabezpieczające i przygotowawcze.
Sytuacja w jednej z najważniejszych spółek z grupy Tauron odbiła się też echem na GPW. We wtorek rano notowania Tauron Polska Energia spadły o 3,28 proc.