Gdy w 2008 r. na warszawskiej giełdzie debiutował New World Resources (NWR), inwestorów chyba najbardziej przyciągała sława Zdenka Bakali, twarzy koncernu i jego współudziałowca, a teraz też wiceprezesa. Multimiliarder jest jednym z najbogatszych Czechów.
Rok później w czasie kryzysu na giełdę szykowała się Bogdanka. Zadebiutowała w czerwcu. Gdy cenę jej akcji ustalono na górnym poziomie widełek, czyli 48 zł, wiele osób twierdziło: to się nie sprzeda. Ale redukcja zapisów w grupie inwestorów indywidualnych przekroczyła 80 proc., a w grupie instytucjonalnych – nieoficjalnie – kilkaset procent. Dodać można tylko, że 21 listopada tego roku akcje kopalni osiągnęły maksymalną cenę 135,5 zł, a niektóre rekomendacje mówią dziś o nawet ponad 150 zł za walor. I to mimo kadrowych zawirowań (odwołanie prezesa Mirosława Tarasa pod koniec września 2012 r.).
29,5 mld zł wyniosły przychody kopalń w 2011 r. To 2 proc. naszego PKB.
I wreszcie rok 2011 i tak długo wyczekiwany śląski debiut, czyli wejście na giełdę Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW). Doskonale pamiętamy związkową batalię i spory byłych już dziś ministrów skarbu i gospodarki (Aleksandra Grada i Waldemara Pawlaka), jak to ma w końcu wyglądać.
Zachęceni sukcesem Bogdanki inwestorzy kupili marzenia. Dziś wielu z nich jest wściekłych. Ze 136 zł (na tyle Skarb Państwa wycenił swoje walory), zrobiło się obecnie niespełna 90 zł.