Ile mogą prezesi banków centralnych? Choć są twarzami tych instytucji, to przecież nie są samodzielnymi decydentami. O kierunku polityki pieniężnej niemal w każdym kraju decydują kilkuosobowe gremia, w których przewodniczącemu przysługuje tylko jeden głos. Ale Mark Carney, od początku lipca kierujący Bankiem Anglii (BoE), zdaniem wielu komentatorów już pokazał, że jego zdanie waży więcej, niż sugeruje struktura organizacyjna tej instytucji. W ostatnim komunikacie Komitetu Polityki Pieniężnej (MPC), decyzyjnego organu BoE, znalazło się zdanie: „implikowane (przez wzrost rynkowych stóp procentowych, m.in. rentowności obligacji – red.) oczekiwania co do wzrostu głównej stopy procentowej nie są uzasadnione rozwojem sytuacji w krajowej gospodarce". Ekonomiści jednomyślnie uznali to za pierwszy krok BoE w kierunku warunkowego określenia, jak długo zamierza on utrzymać stopy procentowe na obecnym poziomie. Tymczasem dotąd większość członków MPC deklarowała, że jest przeciwna stosowaniu tej metody kształtowania oczekiwań uczestników życia gospodarczego, a za ich pośrednictwem rynkowych stóp procentowych. Tego samego dnia – 4 lipca – podobnego sformułowania użył podczas konferencji prasowej Mario Draghi, przewodniczący Europejskiego Banku Centralnego. – Rada Zarządzająca spodziewa się, że główne stopy procentowe EBC pozostaną na obecnym lub niższym poziomie przez dłuższy czas – powiedział. To oświadczenie także zinterpretowano jako dowód, że EBC próbuje zwiększyć swoją przewidywalność, zrywając z tradycją „niezobowiązywania się do prowadzonej polityki".
Historycznej zmiany nie było
Niewykluczone, że ekonomiści zbyt wiele wyczytują z ostatnich komunikatów BoE i EBC. Carney, do niedawna prezes Banku Kanady, dał się poznać jako zwolennik tzw. forward guidance (w luźnym tłumaczeniu – wyprzedzającego naprowadzania), czyli swego rodzaju „werbalnego luzowania polityki pieniężnej" za pomocą deklaracji, jak długo stopy procentowe pozostaną na niezmienionym poziomie. Jest też swego rodzaju celebrytą wśród bankowców centralnych. Stąd od listopada ub.r., gdy brytyjski rząd ogłosił nominację Carneya na stanowisko szefa BoE, ekonomiści prognozowali, że sięgnie on po swoje ulubione narzędzie. Łatwo ulec pokusie interpretowania wszystkich decyzji „starej damy z ulicy Threadneedle" – jak Brytyjczycy pieszczotliwie określają swój bank centralny – w tym świetle. Jeszcze większą przesadą może się okazać twierdzenie, że magii Carneya poddał się Draghi. Jens Weidmann, prezes Bundesbanku i członek Rady Zarządzającej EBC, zaznaczył wręcz, że przytoczona deklaracja Draghiego nie oznacza żadnej „historycznej zmiany" w polityce EBC.
Na ocenę, czy interpretacja ostatnich komunikatów BoE i EBC jest właściwa, nie będzie trzeba długo czekać. Wielu ekonomistów sądzi, że obie instytucje w kolejnych miesiącach zdecydują się na bardziej jednoznaczne warunkowe zobowiązania do utrzymania stóp na niezmienionym poziomie. Ale jeśli rzeczywiście tak się stanie, otwartą kwestią pozostanie skuteczność tego narzędzia w stymulowaniu gospodarek Wielkiej Brytanii i eurolandu.
Kierując Bankiem Kanady, Carney sięgnął po nie w kwietniu 2009 r. Kanadyjska gospodarka była wówczas w recesji, ale jednocześnie nastroje na światowych rynkach zaczęły się poprawiać. Efektem był wzrost rentowności kanadyjskich obligacji, jednej z kluczowych cen kredytu w gospodarce. Tymczasem Bank Kanady uważał, że gospodarka potrzebuje dodatkowych bodźców. Obniżył więc główną stopę procentową do 0,25 proc. i zadeklarował, że pozostanie ona na tym poziomie co najmniej do połowy 2010 r., chyba że inflacja wyraźnie przyspieszy. – Zamiast sprowadzić stopy procentowe poniżej zera, co było wtedy uzasadnione, ale niemożliwe do zrealizowania, daliśmy uczestnikom życia gospodarczego większą pewność co do trwałości niskich stóp procentowych. To warunkowe zobowiązanie skutecznie zmieniło oczekiwania co do przyszłej ścieżki stóp procentowych, stając się dla gospodarki pożądanym bodźcem, przyspieszającym tempo wzrostu i inflację w Kanadzie – relacjonował Carney w grudniu ub.r. na wykładzie w Toronto. Jak podkreślał, „forward guidance" to nic innego, jak kolejny sposób na zwiększenie przewidywalności banku centralnego. – Badania i doświadczenie demonstrują, że klarowna i otwarta polityka komunikacyjna banków centralnych zwiększa efektywność polityki pieniężnej – wskazywał.
Fed namieszał w Europie
Pomysł Carneya przypadł do gustu także decydentom Fedu. W sierpniu 2011 r. amerykański bank centralny oświadczył, że koniunktura będzie zapewne uzasadniała utrzymanie stóp procentowych blisko zera co najmniej do połowy 2013 r. Kilka miesięcy później mówił już o końcu 2014 r., a ostatecznie w grudniu ub.r. sprecyzował, w jakich warunkach zamierza dokonać pierwszej podwyżki stóp – stopa bezrobocia musiałaby spaść poniżej 6,5 proc., a inflacja wzrosnąć powyżej 2,5 proc. Te warunki nie zostaną zapewne spełnione do połowy 2015 r. – Takie deklaracje utrzymują całą strukturę stóp procentowych w dole i pomagają gospodarce, podbijając ceny aktywów – oceniał niedawno efektywność tej polityki Mark Zandi, główny ekonomista Moody's Analytics.