Wszyscy już dawno ogłosili koniec hossy na polskich obligacjach skarbowych, a tu taki spadek rentowności obserwujemy od 24 czerwca...
Końcówka trendu jest zazwyczaj bardzo zmienna. Ci, którzy uważają, że to jeszcze nie koniec tendencji, walczą o swoje pozycje, a ci, którzy sądzą, że to już koniec – zamykają je. Dlatego takie wahania nie są niczym zaskakującym. Do tego dochodzą nastroje globalne – odpływ kapitału z rynków „fixed-income" wywołany m.in. coraz ostrzejszą retoryką Fed. Rentowności obligacji skarbowych praktycznie wszystkich rynków rozwiniętych wzrosły, a apetyt na ryzyko zmalał, więc podobny los spotkał rynki wschodzące, które przestały być „modne". Dolar się umocnił dzięki odpływowi z tych rynków i powrotowi „do macierzy". Polski rynek pod tym względem zachowuje się jak reszta świata. Tym bardziej że ponad połowa właścicieli polskich obligacji skarbowych to inwestorzy zagraniczni. Jesteśmy i będziemy zatem bardzo podatni na te globalne ruchy kapitału. Widać to zresztą po walucie – złoty nie należy do najstabilniejszych walut, choć na tle innych rynków wschodzących wyróżniał się pozytywnie.
Potrafię sobie wyobrazić, że w ciągu najbliższych miesięcy „dziesięciolatki" będą powyżej 4 proc. To będzie dobry moment, żeby zainwestować w te papiery. Myślę, że rentowności spadną ponownie do poziomów rzędu 3,75 proc. i mniej więcej tak powinny zakończyć rok.
Wymienił pan argumenty za wzrostem rentowności, a nie ich spadkiem.
Ruchy kapitału nigdy nie są jednokierunkowe. Lub inaczej – bywają jednokierunkowe, to jednak zazwyczaj oznacza, że pewna tendencja już dobiega końca. Opinie o tym, że hossa na rynku polskich obligacji definitywnie się skończyła, są powszechne od dłuższego czasu. To powoduje, że siłą rzeczy korekta w tym trendzie musi się pojawić i właśnie ją obserwujemy. Wydaje mi się, że w okresie wakacyjnymi będziemy mieli do czynienia z jeszcze jednym ruchem pod wzrost rentowności – w kierunku końca hossy na obligacjach. Co będzie potem? Trudno stwierdzić, bo wpływ na to będzie miał szereg czynników. Po pierwsze, obecny kurs złotego zachęca zagranicę do inwestycji w naszą walutę. Jeżeli do tego dojdą rentowności dziesięciolatek rzędu 4–4,5 proc., polskie obligacje skarbowe przy stosunkowo mocnym złotym mogą się okazać bardzo ciekawą inwestycją krótkoterminową dla inwestorów zagranicznych. Po drugie, jesteśmy w przedziale rentowności amerykańskich obligacji dziesięcioletnich rzędu 2,5–3 proc., to oznacza, że nasze papiery są wciąż relatywnie tanie. W 2007 r. różnica w rentowności polskich i amerykańskich obligacji była bliska zera. Teraz oderwaliśmy się od rynku amerykańskiego – mamy ok. 1,5 pkt proc. różnicy, a w 2011 r. byliśmy 4 pkt proc. powyżej obligacji amerykańskich. To wszystko powoduje, że jest ciekawie – okazji inwestycyjnych nie zabraknie – na polskich obligacjach skarbowych w dalszym ciągu będzie można zarobić. Jednak inaczej niż dotychczas. Na pewno na tym rynku skończył się okres strategii „kup i trzymaj". Zarabianie na obligacjach będzie wymagać dużej elastyczności i ostrożności.