Niemieccy konsumenci przejmują pałeczkę od Hiszpanów i Greków

Strefa euro › Rosnące nad Renem płace, a w ślad za nimi wydatki niemieckich konsumentów pomogą gospodarce eurolandu. Ale nie zwolnią mniej konkurencyjnych państw od bolesnych reform.

Aktualizacja: 08.02.2017 11:44 Publikacja: 23.08.2013 10:59

Wstępne szacunki mówią, że wzrost PKB Niemiec w II kwartale wyniósł 0,7 proc.

Wstępne szacunki mówią, że wzrost PKB Niemiec w II kwartale wyniósł 0,7 proc.

Foto: AFP

Gdy Francja kicha, cała Europa dostaje kataru – ocenił w XIX w. austriacki polityk Klemens von Matternich. Dziś to samo powiedziałby pewnie o Niemczech. Nic dziwnego, że seria obiecujących danych z nadreńskiej gospodarki rozbudziła nadzieje na ożywienie w całym eurolandzie.

Jeszcze wiosną ekonomiści ostrzegali, że Niemcy szybciej same popadną w recesję, niż wyciągną z zapaści słabsze gospodarki strefy euro. W ostatnim kwartale 2012 r. niemiecki PKB zmniejszył się o 0,7 proc. wobec poprzedniego kwartału. Kolejny kwartalny spadek PKB oznaczałby więc, zgodnie z popularnym kryterium, recesję. W maju jednak okazało się, że w pierwszych trzech miesiącach roku nadreńska gospodarka powiększyła się... o 0,1 proc. Potem ten odczyt został skorygowany do zera.

Znad krawędzi Niemcy uciekły dopiero w minionym kwartale. Według wstępnych szacunków, jakie przedstawił w środę niemiecki urząd statystyczny, PKB powiększył się wówczas o 0,7 proc., nieco bardziej, niż oczekiwali ekonomiści. To oznacza, że nadreńska gospodarka rozwijała się w II kwartale w rocznym (annualizowanym) tempie 2,9 proc. Dla porównania: tak liczone tempo wzrostu USA wyniosło w tym okresie 1,7 proc., a Japonii 2,6 proc.

Dzięki poprawie koniunktury w Niemczech, a także Francji, której gospodarka urosła w II kwartale o 0,5 proc., z półtorarocznej recesji wyszła cała strefa euro. PKB eurolandu powiększył się o 0,3 proc., podczas gdy w poprzednim kwartale o tyle samo się skurczył. To może oznaczać, że prognozy Komisji Europejskiej z wiosny tego roku, wedle których gospodarka eurolandu zwinie się w tym roku o 0,4 proc., są już nieaktualne.

Efekt czysto statystyczny?

To, czy Niemcy rzeczywiście są w stanie wyciągnąć strefę euro z zapaści, wcale nie jest jednak jeszcze przesądzone. Jako największa gospodarka regionu może ona oddziaływać na euroland w sposób czysto statystyczny. Skoro PKB Niemiec stanowi aż 28 proc. PKB całej strefy euro, to gdy rośnie ten pierwszy, siłą rzeczy rośnie też drugi. I wcale nie musi to oznaczać poprawy koniunktury w innych krajach. Z ich perspektywy, podobnie jak z perspektywy Polski, znaczenie ma to, w jaki sposób niemiecka gospodarka się rozwija: czy motorem jej wzrostu jest eksport, czy popyt wewnętrzny umożliwiający innym państwom zwiększenie eksportu. Tylko w tym drugim przypadku Niemcy mogą oddziaływać na koniunkturę w strefie euro „mnożnikowo".

Tymczasem dane z ostatnich miesięcy nie są w tej kwestii jednoznaczne. Te z czerwca sugerowały, że ożywienie gospodarcze w Niemczech to w dużej mierze efekt odbicia w handlu międzynarodowym. Nadwyżka handlowa naszego zachodniego sąsiada wzrosła wówczas do 16,9 mld euro, z 13,6 mld euro miesiąc wcześniej. Eksport wzrósł bowiem o 0,6 proc. w porównaniu z majem, a import spadł o 0,8 proc. Zresztą bilans handlowy Niemiec jest w trendzie wzrostowym od początku 2010 r., co może wskazywać, że największa gospodarka eurolandu odbudowuje przedkryzysowy model wzrostu bazujący na eksporcie.

Ale dane kwartalne są już bardziej optymistyczne. Okazało się, że motorem wzrostu były głównie wydatki: zarówno prywatne, jak i rządowe, co jest zrozumiałe w świetle zbliżających się wyborów parlamentarnych. Także w I kwartale to właśnie konsumenci zapobiegli recesji nad Renem. Zrekompensowali m.in. spowodowany srogą zimą spadek wydatków w budownictwie.

Waszyngton gani Berlin

– Strefa euro została wyciągnięta z recesji i w dużej mierze zawdzięcza to Niemcom. Stało się tak, bo niemieccy konsumenci okazali się dość rozrzutni, ale także rząd sięgnął głębiej do kieszeni – komentował dane za II kwartał Andreas Scheuerle, ekonomista z Dekabanku. To powinno spodobać się Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, który od dłuższego czasu wskazuje, że rząd Niemiec powinien robić więcej, aby pobudzić popyt wewnętrzny. Zdaniem waszyngtońskiej instytucji sam Berlin mógłby nieco popuścić pasa – w ubiegłym roku RFN był jedynym członkiem eurolandu, który miał nadwyżkę budżetową – ale też wesprzeć popyt konsumpcyjny. W czerwcu MFW zalecał na przykład, aby Berlin obniżył obciążenia podatkowe pracowników.

W Niemczech uwagi MFW, złośliwie określanego w Bundesbanku mianem Funduszu Maksymalizowania Inflacji (po angielsku określenie to ma skrót IMF, jak właściwa nazwa waszyngtońskiej instytucji), budzą tylko irytację. Jak bowiem pokazują dane za II kwartał, model wzrostu gospodarczego Niemiec ewoluuje niezależnie od zaleceń MFW. Jak pokazują dane KE, w żadnym innym kraju eurolandu wydatki konsumpcyjne nie rosną ostatnio tak konsekwentnie jak nad Renem. Jeśli coś hamowało w ostatnich latach niemiecką gospodarkę, to raczej wydatki inwestycyjne sparaliżowanych niepewnością spółek. A zalecany przez MFW wzrost wydatków Berlina, zwiastujący przyszłe podwyżki podatków, wydatkom spółek raczej by zaszkodził, niż pomógł.

Determinacja rządu

Z perspektywy gospodarki eurolandu, a także Polski, dla której Niemcy to najważniejszy partner handlowy, kluczowe jest pytanie, czy wzrost wydatków konsumpcyjnych nad Renem może się utrzymać. To będzie zaś zależało od tego, czy nastroje konsumentów pozostaną na takim poziomie jak ostatnio. W lipcu, jak podał dwa tygodnie temu instytut GfK, były one najlepsze od sześciu lat. Powód? Niska stopa bezrobocia, umiarkowana inflacja oraz rosnące płace. Ten ostatni czynnik jest kluczowy. Eksportowy model wzrostu Niemiec, wymagający od niemieckich firm trzymania w ryzach kosztów produkcji, opierał się m.in. na stagnacji płac. W latach 1998–2007 wynagrodzenia nad Renem rosły w tempie 1 proc. rocznie. Tymczasem w Grecji, Hiszpanii i Portugalii wskaźnik ten sięgał odpowiednio 5,3 proc., 3,2 proc. i 4,1 proc. Nic dziwnego, że kraje te systematycznie traciły konkurencyjność względem największej gospodarki eurolandu.

Władze w Berlinie wydają się zdeterminowane, aby wzrost płac utrzymać. Temu służyć ma m.in. wprowadzenie płacy minimalnej, które zapowiadają po wyborach dwie kluczowe partie: rządzące obecnie w sojuszu z CSU i FDP ugrupowanie Angeli Merkel CDU oraz SPD. Ta reforma wydaje się więc już przesądzona. Niestety, jak zauważyła Jennifer McKeown, ekonomistka ds. europejskich w firmie Capital Economics, wyższe płace w Niemczech zwiększą zapewne import z krajów z południa strefy euro. Nie pomogą jednak tym ostatnim w zwiększaniu eksportu na rynki pozaeuropejskie, które niemieckie firmy podbiły dzięki jakości swoich produktów, a nie cenom. Ci, którzy liczą, że Niemcy wykonają za mniej konkurencyjne kraje strefy euro całą robotę, mogą się przeliczyć.

Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie
Parkiet PLUS
Impuls inwestycji wygasł, ale w 2025 r. znów się pojawi
Parkiet PLUS
Jak kryptobiznes wygrał wybory prezydenckie w USA
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Szalona struktura polskiego wzrostu
Parkiet PLUS
Warszawska giełda chce być piękniejsza i bogatsza