Najnowsza historia naszego rynku kapitałowego liczy raptem nieco ponad dwadzieścia lat. W porównaniu z rozwiniętymi rynkami to niewiele. Jednak w tym czasie inwestorzy mieli okazję przeżyć kilka krachów, które na długo pozostały w ich pamięci.
Pierwsza bessa
Po rewelacyjnym 1993 roku dla posiadaczy akcji, gdy główny indeks warszawskiej giełdy poszybował w górę aż o 1095 procent, na krajowy rynek akcji zawitała bessa. Początek roku niczego jeszcze nie zapowiadał. Wówczas miał miejsce pamiętny debiut akcji Banku Śląskiego. W trakcie pierwszych notowań kurs przebił 13-krotnie cenę emisyjną. Była to już jednak schyłkowa faza hossy. Ósmego marca WIG siłą rozpędu zdążył ustanowić historyczny rekord na poziomie 20 760,3 pkt. Wówczas trend zmienił kierunek. WIG w ciągu miesiąca zjechał w dół o przeszło 50 proc., przełamując w połowie kwietnia psychologiczną barierę 10 tys. pkt. Blisko połowa notowań akcji w tym okresie odbywała się na rynku niezrównoważonym (z redukcją sprzedaży bądź zawieszeniem obrotu). W celu przełamania silnej nierównowagi podaży i popytu przy braku obrotów w połowie kwietnia zarząd giełdy zniósł na okres trzech sesji ograniczenie zmian kursów akcji (tzw. widełki cenowe). Umożliwiło to handel wszystkimi walorami.
Od szczytu hossy w marcu 1994 roku do marca kolejnego roku indeks WIG zjechał ponad 70 proc. Spadł poniżej 6 tys. pkt, wyznaczając dno pierwszej bessy w Warszawie. Wówczas nastąpiło odwrócenie trendu, ale na kolejne rekordy przyszło inwestorom poczekać do 2000 roku. Największymi przegranymi tamtej bessy mogli się czuć posiadacze akcji Banku Śląskiego, którzy pod koniec poprzedniego roku stali po akcje w kilometrowych kolejkach. Ich giełdowy debiut, o czym nikt wówczas jeszcze nie miał pojęcia, przypadł na szczyt pierwszej giełdowej hossy. Kto ich nie zdążył sprzedać zaraz po debiucie, miał czego żałować. W ciągu niecałego roku wartość akcji banku stopniała o ponad 80 proc., z 675 do 113 zł.
Rosja straszy rynki
Kolejne nerwowe chwile krajowi inwestorzy przeżyli w 1998 roku. Tym razem wstrząs na warszawskim parkiecie wywołały wieści płynące z Rosji, która wpadła w poważne tarapaty finansowe. W połowie roku nasz wschodni sąsiad ogłosił częściowe bankructwo, odmawiając wykupu części obligacji. Wywołało to panikę na rynkach finansowych i poskutkowało głębokimi spadkami akcji rosyjskich spółek, wyprzedażą obligacji rządowych oraz rosyjskiej waluty. Wieści o niewypłacalności Rosji wywołały niemałe trzęsienie także na pozostałych giełdach. W sierpniu indeks WIG obniżył się o prawie 30 proc. Zapewne na długo tamten okres zapamiętali posiadacze akcji spółek z branży spożywczej, farmaceutycznej i meblarskiej, dla których skutki kryzysu były najbardziej dotkliwe. Załamanie się polskiego eksportu do Rosji dla wielu polskich firm, które do tej pory czerpały korzyści z handlu ze Wschodem, wiązało się z perspektywą pogorszenia wyników finansowych. Stąd spadkom na warszawskim parkiecie przewodziły akcje spółek spożywczych (Agros, Mieszko, Jutrzenka) i producentów mebli (Grajewo, Forte, Swarzędz), których inwestorzy za wszelką cenę próbowali się pozbyć. Dekoniunktura na GPW nie trwała jednak długo – w październiku trend spadkowy się odwrócił. Dzięki sierpniowemu załamaniu większość posiadaczy 1998 rok mogła jednak spisać na straty.
Pęka internetowa bańka
Zanim spekulacyjny balon pękł w 2000 roku, najpierw musiał został napompowany. Siłą napędową kolejnej giełdowej hossy była wiara w nowe technologie związane z Internetem. Moda na internetowe spółki przyszła do nas zza Oceanu, gdzie w latach 1995–2000 nastąpiła era rozkwitu spółek internetowych (tzw. dot comów). Perspektywa wielkich zysków z internetowych przedsięwzięć sprawiła, że akcje wielu spółek z tzw. nowej gospodarki osiągnęły astronomiczne wyceny, które nie miały pokrycia w fundamentach. Dało to o sobie znać także na warszawskiej giełdzie. Hossa, która objęła spółki zaawansowanych technologii, wywołała zjawisko nowe na polskim rynku, polegające na zmianie branż niektórych spółek z tradycyjnych, mniej rentownych, na obszar związany z Internetem. W ostatniej fazie hossy kupowano nawet akcje firm, które tylko?adeklarowały chęć pojawienia się w?nternecie. Balon spekulacyjny najpierw pękł w USA, potem wyprzedaż objęła pozostałe rynki. W marcu 2000 roku, gdy WIG osiągnął poziom blisko 23 tys. pkt, wyznaczając historyczny szczyt, wiara inwestorów w hossę napędzaną przez spółki internetowe załamała się. Po pęknięciu bańki internetowej na całym świecie doszło do mocnego spowolnienia gospodarki. Bessa, która trwała kilkanaście miesięcy, sprowadziła WIG w dół o prawie 49 proc. Najdotkliwsze spadki zanotowały spółki z sektora nowoczesnych technologii, których indeks – TechWIG, stracił ponad 60 proc.