Od jakich kwot warto myśleć o inwestycjach w obligacje?

Obligacje korporacyjne wiążą się z ryzykiem niższym niż inwestycje w akcje, ale wyższym niż lokata bankowa. I właśnie to w znacznej mierze implikuje wartość inwestycji.

Aktualizacja: 11.02.2017 12:03 Publikacja: 27.09.2013 15:59

Od jakich kwot warto myśleć o inwestycjach w obligacje?

Foto: Fotorzepa, Jakub Dobrzynski

Mieliśmy już do czynienia z emisjami obligacji, w których minimalny zapis przyjmowany był od 100 złotych, były też i takie, w których minimalny zapis nie mógł być niższy od pięciu mln zł. Od jakiej naprawdę kwoty warto interesować się obligacjami, żeby miało to sens?

Od 100 złotych

Najprostsza odpowiedź brzmi – od każdej. Jeśli możesz złożyć zapis w wysokości 100 zł i nie ponosisz kosztów w postaci prowizji maklerskiej, to możesz zrobić dobry interes w porównaniu z odsetkami oferowanymi przez banki na lokatach bankowych. Np. w ostatniej emisji PKN Orlen, inwestując co najmniej 100 zł, można było liczyć na 4,17 proc. odsetek brutto (WIBOR6M plus 1,5 pkt proc. marży), a więc lekko licząc 50 proc. powyżej średniego oprocentowania depozytu bankowego.

Jednak czy rzeczywiście inwestowanie niewielkich kwot warte jest wkładanego w inwestycję wysiłku? Wszak 4,17 proc. brutto od 100 złotych po roku da 3,37 złotego wypłaconych netto odsetek – tyle, ile wyniosłaby minimalna prowizja od sprzedaży obligacji wymagana do zakończenia inwestycji.

Albo inaczej. Ktoś, kto kupił obligacje PKN Orlen w ramach publicznej emisji i sprzedał je na Catalyst dwa tygodnie później przy cenie 100,61 proc. (cena debiutu), mógł pochwalić się roczną rentownością przekraczającą 15 proc. brutto (z uwzględnieniem prowizji), pod warunkiem zainwestowania co najmniej 3 tys. zł (przy mniejszej kwocie zysk zjada prowizja). Ale jednocześnie zwrot ten będzie wart całe 17 złotych brutto...

Od 100 tys. zł

Oczywiście w praktyce mało kto składał zapisy o wartości 100 zł. Ale w przypadku Orlenu średni zapis ze strony drobnych inwestorów (85 proc. złożonych zapisów) wyniósł 2,7 tys. zł, co daje szanse na średnio 91 zł rocznego dochodu netto.

Jednak udział w wielu ciekawszych i wyżej oprocentowanych emisjach prywatnych oferowany jest inwestorom dysponującym kwotą co najmniej 100 tys. zł. Bywa, że wartość minimalnego zapisu w emisjach prywatnych jest obniżana do 50 tys. zł, a rzadziej do 20–30 tys. zł, ale niższe kwoty wchodzą w grę tylko wówczas, gdy chodzi o niewielką wartość emisji (rzędu 2 mln zł). Dla przykładu – w ostatniej emisji 2C Partners o wartości 2,1 mln zł średnia wartość zapisu wyniosła 78 tys. zł.

Co zyskuje się za takie kwoty? Przy oprocentowaniu rzędu 7,5 proc. (tyle wynosi średnie oprocentowanie obligacji na Catalyst) zainwestowanie 100 tys. zł da 6075 złotych rocznego dochodu netto.

A przecież oprócz zwrotów, trzeba myśleć też o dywersyfikacji. Zakładając nawet minimalną, np. podział portfela na cztery równoważne pozycje, na zakupy na rynku pierwotnym należałoby się wybrać, dysponując kwotą co najmniej 200 tys. zł.

Od 10 tys. zł

Droga na skróty do dywersyfikacji portfela wiedzie przez udział w emisji prywatnej, po to tylko, by sprzedać część papierów na rynku wtórnym. Z reguły ceny uzyskiwane na Catalyst przekraczają wartość nominalną, można więc przy okazji skasować 1 czy 2 pkt proc. dodatkowego zysku (taki zabieg potrafi wywindować rentowność nawet powyżej 20 proc. w skali roku). Uwolnione w ten sposób środki można zainwestować w obligacje innych firm i w ten sposób doprowadzić do dywersyfikacji portfela, nawet jeśli na rynku pierwotnym nie pozwalała na to jego wielkość.

Na Catalyst obligacje są drogie (pomijam papiery firm, których ceny uwzględniają ryzyko upadłości). Rynek dyktuje ceny, przy których realna rentowność jest o 1–2 i więcej pkt proc. niższa, niż wynosi realne oprocentowanie. Samemu, sprzedając drogo obligacje kupione na rynku pierwotnym, można do pewnego stopnia „uodpornić" portfel na wysokie ceny innych obligacji i w efekcie skonstruować sobie portfel o rentowności zbliżonej do nominalnego oprocentowania obligacji.

Ktoś, kto nie może przeznaczyć wystarczających zasobów na wejście na rynek pierwotny, skazany jest na Catalyst. Ze względu na prowizje maklerskie (zwykle 0,19 proc., ale nie mniej niż 5 zł) opłacalne są jednorazowe inwestycje na poziomie 2–3 tys. zł. Wniosek z tego taki, że inwestując 10–15 tys. zł, można pokusić się o pewne zdywersyfikowanie portfela, o ile akceptuje się fakt, że jego średnia rentowność wyniesie ok. 6–6,5 proc. zamiast 7,5–8 proc. wynikających z nominalnego oprocentowania (np. na poziomie WIBOR plus 5 pkt proc.).

Znowu jednak pojawia się pytanie, czy rzecz warta jest wysiłku. 6 proc. brutto od 10 tys. zł to 486 zł odsetek netto rocznego dochodu – z grubsza o 250 zł (ale jednocześnie aż o 140 proc.) więcej niż na lokacie bankowej. A na te 250 złotych trzeba przecież solidnie zapracować, wybierając pozycje do portfela i monitorując później wyniki emitentów.

Od 30 lat

W Obligacje.pl mamy kontakt z inwestorami detalicznymi i choć nie prowadzimy statystyk ich dotyczących, mogę zdradzić, że rzadko kiedy są to osoby poniżej trzydziestki, znacznie częściej inwestorzy są w wieku średnim i dojrzałym. Z wiekiem, jak wiadomo, spada tolerancja dla ryzyka, rośnie natomiast chęć zabezpieczenia wartości aktywów. I właśnie do tego nadają się obligacje korporacyjne – bardziej jest to papier dla szukających stabilizacji dla zarobionego gdzie indziej kapitału, ale przyzwyczajonych do tego, że ich pieniądze pracują znacznie wydajniej niż na lokatach. Być może taka odpowiedź jest najbardziej właściwa.

Banki spółdzielcze | Wyniki słabsze, obligacje nie

Statystycznie rzecz ujmując, podstawy kapitałowe banków spółdzielczych są mocne. Na koniec sierpnia współczynnik wypłacalności dla tego sektora bankowości wynosił 14,32 proc. wobec 8 proc. wymaganych przez prawo bankowe i 12 proc. oczekiwanych przez Komisję Nadzoru Finansowego. Dla porównania dla całego sektora bankowego wskaźnik ten wynosi 15,69 proc., zatem można powiedzieć, że choć banki spółdzielcze nieco odstają pod tym względem od banków komercyjnych, to jednak nie na tyle, by był to powód do nieprzespanych nocy.

Wśród banków spółdzielczych grupa banków, których obligacje notowane są na Catalyst, powinna stanowić creme de la creme, ponieważ zdecydowana większość obligacji ma status podporządkowanych, co oznacza, że wliczono je do funduszy uzupełniających, co podniosło kapitały własne banków, a w efekcie także ich wskaźniki wypłacalności.

Powinna, ale nie stanowi. Na podstawie publikowanych właśnie wyników półrocznych banków notowanych na Catalyst można zauważyć, że sytuacja, w której wskaźniki wypłacalności osiągają średnią ze statystyk KNF, należy do wyjątków. Częstsze są przypadki, w których obserwowany jest wyraźny spadek zysków (na skutek odpisów i wzrostu kosztów przy jednoczesnej stagnacji wyniku odsetkowego i prowizyjnego) i współczynniki wypłacalności w okolicach 9–11 proc. Warto więc dodać, że na pięć lat przed terminem wykupu obligacji banki mają obowiązek je amortyzować o 20 proc. rocznie w funduszach uzupełniających (a więc i kapitale własnym). Działanie to może przełożyć się na osłabienie wskaźników wypłacalności, co będzie wywierało wpływ na bilanse banków od 2015 r. Inwestorzy na Catalyst zdają się nie przejmować na razie czysto teoretycznym zagrożeniem. Papiery wszystkich banków wyceniane są powyżej nominału. Poziom zaufania do banków nadal jest więc wysoki.

Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?
Parkiet PLUS
Jak kryptobiznes wygrał wybory prezydenckie w USA
Parkiet PLUS
Impuls inwestycji wygasł, ale w 2025 r. znów się pojawi
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Szalona struktura polskiego wzrostu
Parkiet PLUS
Warszawska giełda chce być piękniejsza i bogatsza