Dominique Strauss-Kahn, dyrektor zarządzający Międzynarodowego Funduszu Walutowego w latach 2007–2011, bronił się w sądzie przed oskarżeniami o udział w imprezach z młodocianymi prostytutkami, mówiąc, że był zbyt zajęty ratowaniem świata, by uczestniczyć w tak wielu seksprzyjęciach, jak mu zarzucała prokuratura. Innym razem mówił, że te orgietki były tylko sesjami relaksacyjnymi, w których uczestniczył, by się odstresować po wyczerpującej walce z kryzysem w strefie euro. Tym, co pożerało mu czas i nerwy, był kryzys w Grecji. W maju 2010 r. MFW zaangażował się w największy program pomocowy w swojej historii a zrobił to, naginając obowiązujące go reguły. Przez pięć lat przekazał greckiemu rządowi (a on wierzycielom, czyli głównie krajowym i zagranicznym bankom i rządom) około 30 mld euro. Grecja ma do spłacenia MFW do 2030 r. jeszcze jakieś 23 mld euro, z czego 5,5 mld euro przypada na ten rok. 30 czerwca ateński rząd odmówił spłaty czerwcowych rat pożyczek z MFW opiewających łącznie na 1,6 mld euro. Po raz pierwszy w dziejach Funduszu doszło do tego, że państwo rozwinięte nie uregulowało zobowiązań wobec niego. Grecja okazała się gigantyczną porażką MFW. Waszyngtońska instytucja nie tylko wielokrotnie myliła się w prognozach dla greckiej gospodarki, ale również doradzała Atenom w taki sposób, że Grecja zmieniła się w ekonomiczną ruinę i skłóciła z wierzycielami. Jedyne, co osiągnięto, to przerzucenie toksycznego greckiego długu z portfeli banków i funduszy na europejskie rządy i unijne instytucje. Strefę euro uratowano przed skutkami załamania w Grecji, sama Grecja została jednak stracona. A wszystko to miało korzenie w decyzjach podejmowanych przez MFW w 2010 r.
Dług nie do spłacenia
Misją Funduszu jest ratowanie krajów, a nie unii walutowych czy prywatnych instytucji finansowych. Gdy pięć lat temu MFW podejmował decyzję o udzieleniu „pomocy" Grecji, sprzeciwiali się jej zasiadający we władzach Funduszu przedstawiciele gospodarek wschodzących. Wskazywali, że MFW ratuje nie Grecję, ale euro. „Powinno się rozważyć restrukturyzację długu. Pożyczki mogą być postrzegane nie jako pomoc dla Grecji, która będzie przechodziła trudny proces dostosowawczy, ale wsparcie finansowe dla prywatnych instytucji posiadających grecki dług, głównie europejskich instytucji finansowych" – ostrzegał przedstawiciel Brazylii.
„Skala redukcji fiskalnych pozbawionych rekompensaty dokonywanej za pomocą instrumentów polityki pieniężnej jest bez precedensu. To kolosalne obciążenie, które trudno będzie unieść gospodarce. Nawet jeśli program zostanie wdrożony z sukcesem, uruchomi on deflacyjną spiralę, spadek zatrudnienia oraz zmniejszanie się przychodów fiskalnych, co ostatecznie doprowadzi do podkopania samego programu" – zadziwiająco trafnie przewidywał Arvind Virmani, indyjski przedstawiciel w MFW.
Fundusz zdawał sobie sprawę, że jego program pomocowy dla Grecji jest dziurawy. Największą słabością przyjętego w maju 2010 r. planu działania było to, że w małym stopniu dotykał on problemu zmniejszenia góry greckiego zadłużenia. Fundusz nagiął w ten sposób własne reguły, które zabraniają mu pożyczania pieniędzy państwom, których dług jest niemożliwy do spłacenia. W przypadku Grecji zrezygnowano z kryterium dłużnego, gdyż uznano, że Hellada, pozostając wewnątrz unii walutowej, posiada dodatkowe zabezpieczenie. To była jednak tylko zasłona dymna. Oficjele z MFW zaangażowali się w „ratowanie" Grecji nie tyle, by postawić jej gospodarkę na nogi, ile by sprawić, żeby kryzys nie rozlał się na całą strefę euro i nie doprowadził do jej rozpadu. Z czasem MFW zauważył jednak, że sprawa greckiego długu została zaniedbana. W 2012 r. poparł więc jego restrukturyzację. Gdy okazała się ona niewystarczająca, Fundusz zaczął nieśmiało sugerować kolejną restrukturyzację, co było zgodne z propozycjami greckiego ministra finansów Janisa Warufakisa, ale sprzeczne ze stanowiskiem europejskich rządów. Oficjele z MFW poczuli więc, że muszą się wycofać z greckiego programu tak szybko, jak to będzie możliwe. Los samej Grecji i nawet pieniędzy, jakie jest winna MFW, stał się mniej ważny.
Pułapka na DSK
Zaangażowanie MFW w ratowanie strefy euro w 2010 r. wyraźnie irytowało ówczesnego prezesa Europejskiego Banku Centralnego Jeana-Claude'a Tricheta. Ów francuski ekonomista uważał, że euroland sam powinien rozwiązywać własne problemy, a zaangażowanie waszyngtońskiej instytucji specjalizującej się w mniej lub bardziej mądrym ekonomicznym doradztwie dla krajów Trzeciego Świata będzie dla Europejczyków upokarzające. Udziału MFW w ratowaniu eurolandu bardzo chciała jednak niemiecka kanclerz Angela Merkel. Uważała, że europejskie instytucje nie mają wystarczającego doświadczenia przy realizowaniu tego typu programów.