Miniony tydzień znów stał pod znakiem wydarzeń wokół Grecji, która jako pierwszy w historii tzw. kraj rozwinięty nie uregulowała na czas zobowiązań wobec Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Do wtorku rząd w Atenach miał zapłacić tej instytucji 1,7 mld dolarów. Nie zrobił tego, a końcówka tygodnia minęła pod znakiem oczekiwania na kolejne już rozmowy ostatniej szansy z wierzycielami oraz zaplanowane na weekend referendum, w którym Grecy mieli się wypowiedzieć na temat przyszłości swojego kraju w strefie euro i Unii Europejskiej. Efekt. Chwilowa mocna przecena akcji na światowych rynkach, osłabienie euro. Tylko w ubiegły poniedziałek, gdy rynek był już niemal pewien, że Grecja nie ureguluje zobowiązań na czas, indeks europejskich banków giełdowych Stoxx 600 Banks spadł aż o 4,4 proc., najmocniej od 2011 r., a analitycy Bloomberga podliczyli, że kapitalizacja banków ze Starego Kontynentu spadła aż o 67 mld dolarów. W kolejnych dniach sytuacja na rynkach nieco się jednak ustabilizowała.
Gotowi na perturbacje
Czy europejski sektor bankowy powinien się bać wydarzeń w Grecji, czy grozi mu poważne załamanie? Eksperci zdecydowanie przekonują, że nie, bo instytucje finansowe przygotowały się na kolejne perturbacje wokół gospodarki państwa znad Morza Egejskiego.
Powód, dla którego grecki kryzys nie jest już tak groźny dla potentatów sektora finansowego, jest przede wszystkim jeden. Według wyliczeń Banku Rozrachunków Międzynarodowych na koniec 2014 r. Grecja miała zobowiązania wobec zagranicznych banków w wysokości 46 mld dolarów. To niewspółmiernie niższa kwota niż w 2010 r., gdy po raz pierwszy na światowych rynkach doszło do tąpnięcia wynikającego z problemów Grecji z niewypłacalnością. Wówczas – według szacunków BRM – kwota ta sięgała aż 300 mld dolarów.
Jednak żaden pojedynczy bank nie był teraz na tyle zaangażowany w greckie papiery, by bankructwo tego kraju mogło poważnie zagrozić jego bilansom. Według szacunków BRM najbardziej zaangażowane w greckie obligacje na koniec 2014 r. były banki z Niemiec (13,2 mld dolarów) oraz ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii (po ok. 12 mld dolarów). Znacznie mniej, bo po ok. 1,5 mld dolarów, przypadało na kolejne w zestawieniu banki z Holandii i Francji, które w ciągu ostatnich 18 miesięcy mocno obniżyły obecność na greckim rynku.
Portal CNN Money, uspokajając klientów europejskich instytucji finansowych, opublikował w ubiegłym tygodniu siedem powodów, dla których jego zdaniem obecny kryzys grecki nie będzie tak uciążliwy jak te z 2010 czy 2012 r., gdy cała strefa euro stanęła na krawędzi upadku.