Latem tego roku Polska przegrała ze Słowacją rywalizację o inwestycje Jaguara-Land Rovera. Takich porażek w przeszłości ponieśliśmy więcej, ale ta – ze względu na wartość i prestiż tej inwestycji – wywołała gorącą debatę na temat naszej konkurencyjności. Czy faktycznie Polska staje się dla zagranicznych inwestorów coraz mniej interesująca na tle innych krajów regionu?
Jeśli chodzi o tę konkretną inwestycję, to nie dziwi mnie, że przypadła Słowacji. Ten kraj, podobnie jak Czechy, ma bardziej rozwinięty sektor motoryzacyjny niż Polska. A to przyciąga kolejne koncerny, które chcą wykorzystać istniejące tam już sieci dostaw.
Nie ma już sensu konkurować ze Słowacją i Czechami o inwestycje motoryzacyjne?
Proszę zwrócić uwagę na to, że fabryki samochodów zlokalizowane w Europie Środkowo-Wschodniej produkują głównie na eksport. Słowacja, która jest w strefie euro, może z tego względu być bardziej atrakcyjną lokalizacją dla fabryk aut na rynek zachodnioeuropejski. Z tym jednak wiążą się też pewne negatywne konsekwencje. Im większy udział takich inwestorów w gospodarce, bym bardziej jest ona uzależniona od koniunktury za granicą. Natomiast Polska siłą rzeczy będzie przyciągała inwestycje tych zagranicznych firm, które chcą zaopatrywać głęboki polski rynek. Wielkość rynku wewnętrznego to jest właśnie atut, którego inne kraje regionu nie posiadają.
W Polsce często słyszy się głosy, że w procesie transformacji gospodarczej zbyt szybko otworzyliśmy się na zagraniczny kapitał, przez co nie rozwinęliśmy dostatecznie rodzimej bazy produkcyjnej, a już w szczególności rodzimej produkcji rozpoznawalnych dóbr finalnych, w odróżnieniu od anonimowych komponentów. Z tego punktu widzenia zabieganie o kolejnych zagranicznych inwestorów w ogóle nie leży w naszym interesie.